niedziela, 24 sierpnia 2014

ZAWIESZAM


 "Może się zdarzyć, że urodzisz się bez skrzydeł, ale najważniejsze żebyś nie przeszkadzała im wyrosnąć." 
~Coco Channel

Tak, bo ważne jest żeby pozwolić skrzydłom wyrosnąć gdy one odpadną.

piątek, 22 sierpnia 2014

Rozdział 3

Proszę przeczytaj notkę pod rozdziałem.
                                                                                                     Rozdział dedykuję Marceli
 Kochanie co ja mam Ci napisać ? Dziękuję Ci za ostatnią rozmowę, wiedziałam, że jesteś wspaniałą osobą, ale nie wiedziałam, że aż tak! Jesteś po prostu wspaniała! ;*

Żyj chwilą obecną. Nie przyszłością ani przeszłością. Liczy się teraz. nie wiesz, co się wydarzy jutro, a wczoraj już przeminęło, więc jedyne co masz, to dziś, ta chwila. Ciesz się nią.
~Kathy Celly 


czwartek, 21 sierpnia 2014

Nominacja do LBA

 No i jest 4 nominacja do Liebster Blog Award!
 Tym razem bardzo dziękuję Małej!

Kochana Mała!
Dziękuję Ci bardzo za każdy twój komentarz, każde wejście i za tą nominację. Dziękuję Ci, że tutaj jesteś. 
Szczerze powiem, że do tej pory nie czytałam twojego bloga, najprawdopodobniej dlatego, że nigdy nie widziałam linku, ale gdy tylko wczoraj go zauważyłam to weszłam i przeczytałam, nie mogę powiedzieć, że mnie nie zaskoczył, bo zaskoczył i to bardzo. Jest bardzo oryginalny, ta historia odróżnia się od innych, i to bardzo. Twoje umiejętności się rozwijają i każdy rozdział jest co raz lepszy, oby tak dalej. 
Jeszcze raz Dziękuję Ci za wszystko! :) 

A was zapraszam na jej bloga : http://leonetta-moja-opowiesc.blogspot.com/?m=1

wtorek, 19 sierpnia 2014

Rozdział 2



 Rozdział dedykuję Mani S. 
Maniu strasznie Ci dziękuję za wszystko co robisz, Dziękuję, ze piszesz, komentujesz, Dziękuję, ze jesteś. 
Jesteś naprawdę wspaniałą osobą i udowadniasz to codziennie! 
Jeszcze raz Dziękuję.



*Camilla*
-Mama ? Peter ? –nie kryłam zdziwienia widząc w drzwiach moją mamę, która dotąd zamieszkiwała inną prowincje Buenos Aires i o rok młodszego brata, który niestety odsiadywał karę pozbawienia wolności.
-Dzień Dobry córeczko. –odezwała się moja rodzicielka. –Możemy wejść ? –spytała łagodnie.
-Ttak… -otworzyłam szerzej drzwi aby goście mogli wejść. –Przepraszam za bałagan, mieliśmy mały wypadek z mąką. –oznajmiłam prowadząc ich do kuchni.
-Mieliśmy ?

niedziela, 17 sierpnia 2014

Nominacja do LBA

Tak więc jest już 3 nominacja do Liebster Blog Award!
Tym razem serdecznie dziękuję Mani S, która mnie nominowała!
Kochana Maniu
Jesteś tutaj już bardzo długo, nawet nie pamiętam czy kiedykolwiek dedykowałam Ci rozdział, ale wiedz, że następny będzie dla Ciebie. Wnosisz do tego bloga wiele uśmiechu i energii, każdy twój komentarz jest pełen entuzjazmu, widać, że jesteś osobą bardzo cieszącą się życiem, widać, że latasz! Chciałabym Ci serdecznie podziękować za każdą minutę, którą poświęciłaś, żeby tu wejść, żeby skomentować i przeczytać, Dziękuję! ;* 
Pamiętaj dziewczyno, że masz wielki talent i nigdy w go nie wątp, jesteś wspaniała! 

A was zapraszam na jej bloga : http://opowiadanialeonivilu.blogspot.com/


czwartek, 14 sierpnia 2014

Jeśli tylko chcemy możemy nawet latać!
TOM 2
Las nubes estan mas cerca que crees!

Rozdział 1 
 

 Dla tych, którzy nauczyli się latać!


Od ostatnich opisanych wydarzeń minęło pół roku. 6 miesięcy, podczas których nasi bohaterowie podjęli decydujące decyzje. Na życie niektórych wpłyną one znacząco, na innych prawie w ogóle, wszystkie te decyzje różnią się od Siebie prawie całkowicie, lecz jedna jest wspólna, wszyscy postanowili , że będą szczęśliwi.
Teraz gdy nauczyli się latać, pewni są tego, że nie chcą spadać na ziemię, chcą latać jeszcze wyżej, są świadomi tego, że chmury są bliżej niż myślą.

niedziela, 10 sierpnia 2014

One Shot



 Gwałciciel

Komenda Policji, Buenos Aires, godzina 09:33.
Jak co dzień 30-letnia Violetta Castillo, kobieta o długich zgrabnych nogach, kasztanowych włosach opadających jej na ramiona, pięknych, dużych oczach o kolorze morza i przede wszystkim dużym i radosnym uśmiechu, który nie schodził jej z twarzy zasiadła przy swoim biurku, na którym czekały już akta kolejnej, pełnej zgrozy zbrodni. Wygodnie rozsiadła się na swoim fotelu i chwyciła teczkę z dokumentami, otworzyła i zaczęła czytać. Dobrze wiedziała, że czeka ją spotkanie z kolejnym przestępcą, który nie znał takiego uczucia jak „poczucie winy”, zazwyczaj dostawa sprawy najokrutniejszych morderstw, porwań czy gwałtów, wszyscy wiedzieli, że Sobie ze wszystkim świetnie poradzi, litość zostawiała tylko dla przyjaciół i rodziny i oczywiście dla ludzi, którzy tego potrzebowali, w pracy stawała się kobietą, która za wszelką cenę dążyła do sprawiedliwości, każdy człowiek, który trafiał w jej ręce odsiadywał należną mu karę.
Policjantka uważnie przeczytała pierwsze zdanie. „Leon Verdas, 33-letni meksykanin mający na swoim koncie 2 wyroki za gwałty  na dziewczynkach poniżej 18 roku życia.” Automatycznie spojrzała na zdjęcie swojej 12-letniej córki, umieszone w domowo robionej ramce. Dziewczynka była młodszą kopią swojej matki, jedynie oczy dostała po swoim ojcu i jednocześnie kochającym mężu jej mamy, wszyscy tworzyli
Castillo przeczytawszy pierwsze zdanie wiedziała już, że tą sprawę potraktuje jak najbardziej poważnie, była pewna, że postara się o jak najwyższy wyrok dla Verdasa, nie pozwoli aby skrzywdził kolejne dziecko czy kobietę. Czytając kolejne akapity tekstu dowiedziała się, że mężczyzna tym  razem podejrzany jest o przetrzymywanie niejakiej Caroline Woods, następnie o brutalny gwałt na niej i uszczerbek na zdrowiu pod postacią trwałego uszkodzenia nogi przez pobicie, którego dopuścił się na końcu. Dochodząc wzrokiem do ostatniej strony akt i dowiedziawszy się, że gwałciciel przesiaduje teraz w areszcie odetchnęła z ulgą. Zapragnęła jak najszybciej przesłuchać go i zmusić do przyznania się, dlatego długo nie zwlekała. Szybko wyszła ze swojego gabinetu i poprosiła koleżankę pracującą w recepcji aby szybko zadzwoniła do aresztu.
obrazkową rodzinę. Ojciec ceniony przedsiębiorca, matka osiągająca sukcesy policjantka a córka zdobywająca same najwyższe oceny i wyróżnienia w szkole. Wszyscy zamieszkiwali piękną wille w najlepszej dzielnicy miasta, a otoczenie miało o nich jak najlepsze zdanie, wszyscy życzliwi i chętni do pomocy, udzielali się charytatywnie oraz regularnie uczęszczali w różnych akcjach mających na celu ochronę
środowiska. W domu kłótnie były rzadkością, za to śmiech i uśmiech były stałymi bywalcami. Małżeństwo Violetty nie miało skazy, kochali swoją córkę nad życie a także starali się o młodsze rodzeństwo dla swojej księżniczki. Rodzina idealna.
-Niech przyprowadzą Leona Verdasa, szybko. –skierowała polecenie do kobiety, która natychmiastowo chwyciła telefon. Sama udała się do automatu z kawą, aby z pomocą napoju umilić Sobie konfrontacje  z Verdasem.

~.~

Komenda Policji, Buenos Aires, godzina 10:02.
-Nie masz skarbie dowodów, nie wsadzisz mnie. –oznajmił pewny Siebie wygodnie rozsiadając się na krześle.
-Tak uważasz ?
-Tak, ta dziunia niczego wam nie powie.
-Czyli mówisz, że tak ją nastraszyłeś gwałcąc ją, że teraz ona boi się o Tobie nawet wspomnieć ? –zaczęła nakłaniać go do przyznania się.
-Nic takiego nie powiedziałem.
-Przyznałeś, że ją znasz. –oznajmił biorąc łyk kawy.
-Nie.
-Tak.
-Nie.
-Verdas słuchaj. –wyprostowała się. –Nie zamierzam się z Tobą bawić w dziecinne gierki, mam ochotę tylko na wsadzenie Cię na 25 lat do paki, tylko na to zasługujesz gwałcąc te dwie dziewczynki.
-Karę za gwałt tamtych małolat już odsiedziałem, a tej kobiety o której mówisz nawet nie znam.
-Znasz.
-Nie, nie znam.
-Masz już na koncie dwa gwałty, co by ci szkodziło zgwałcić jeszcze jedną, nie prawdaż ? Przecież to takie łatwe. –spytała sarkastycznie.
-Oczywiście, a zwłaszcza na takich miłych policjantach jak ty, z Tobą też bym Sobie chętnie poigrał. –oparł się łokciami o stół.
-Jak wyjdziesz z więzienia za 25 lat, już stary i pomarszczony to pogadamy. –odpowiedziała z pogardą wzbudzając u Verdasa zainteresowanie jej osobą.
-Wiesz, lubię takie ostre. W łóżku pewnie dobra jesteś.
-Nie twoja sprawa.
-A właśnie moja, jeszcze wylądujemy w łózku, mówię Ci to. –posłał jej zadziorny uśmiech.
-Mhm… -chwyciła długopis. –To co ? Przyznasz się ?
-Nie, nie mam do czego. Teraz możesz mnie grzecznie wypuścić z powodu braku dowodów.
-Widzę, że jesteś obeznany w procedurach więziennych.
-A i owszem. To co wypuścisz mnie ?
-Najpierw radzę Ci się przyznać. Przynajmniej nie skrzywdzisz już żadnej kobiety.
-A umówisz się ze mną ?
-A przyznasz się ?
-Nie.
-To ja też nie.
-Tak czy owak, wylądujemy w łóżku. –oznajmił znowu opierając się o oparcie krzesła.
-Marzyć zawsze można. –odpowiedziała bez entuzjazmu.
-Podobasz mi się mała, zadziorna jesteś, taka niedostępna.
-Nie mam po co być dostępna, za chwile trafisz do paki.
-Najpierw znajdź dowody.
-Znajdę. –posłała mu grymas pełen irytacji, następnie wstała i wyszła rozkazując policjantom ponowne wysłanie Verdasa do aresztu.

~.~

Szpital, Buenos Aires, godzina 16:20.
-Dzień Dobry Pani Woods. –przywitała się łagodnym głosem wchodząc do szpitalnej Sali.
-Wszystko co miałam powiedzieć już powiedziałam. -rzuciła nawet nie zatrzymując wzroku na Castillo.
-Wie Pani, że jeśli Pani opowie mi co się stało a  następnie wszystko zezna w sądzie on trafi na 25 lat do więzienia ? Ja tego dopilnuję. –usiadła na krześle przy łóżku. –Pani Woods … -powiedziała błagalnym głosem słysząc jedynie milczenie ze strony kobiety. –Dobrze wiemy, że Verdas Panią zgwałcił. –słysząc nazwisko gwałciciela kobieta lekko drgnęła i automatycznie schowała twarz w dłoniach, Violetta natychmiastowo zareagowała siadając na łóżku tuż koło niej. –Pani Woods on dostanie za swoje, Pani tylko musi mi wszystko opowiedzieć. –oznajmiła delikatnie.
-Proszę wyjść. Nic więcej już nie powiem!  -rozpłakała się a zrezygnowana Castillo wedle polecenia udała się w stronę wyjścia.

~.~

Następnego dnia  Leon wreszcie zobaczył świat poza murami więziennymi, dumny z tego, że po raz kolejny udało mu się seksualnie wykorzystać bezbronną kobietę i obyć się bez konsekwencji skierował się w stronę swojego ulubionego klubu gdzie zamierzał przemyśleć kilka spraw.
Na miejscu podszedł do baru, spojrzał na barmana, który widząc go automatycznie wiedział co robić i zajął stolik w ciemnym koncie, chwile później na jego stoliku zjawiła się butelka whisky i kieliszek.
Verdas zaczął pić jednocześnie myśląc o brunetce próbującą za wszelką cenę wsadzić go do więzienia. Zaintrygowała go, lecz chłopak nie myślał o miłości, myślał tylko o tym co zrobić, żeby zaciągnąć ją do łóżka, chciał tylko tego.

~.~

Kilka dni później.
Dom Castillo, Buenos Aires, godzina 19:04.
-Już jestem! –krzyknęła głośno wchodząc do domu. Szybko ściągła kurtkę i obcasy i skierowała się w stronę kuchni. Tam zastała swoją córkę i męża gotujących kolacje. –Cześć kochani! –przywitała się zwracając na Siebie ich uwagę.
-Dzień Dobry mamo. –dziewczynka podeszła do Violetty i podarowała jej buziaka w policzek, chwilę później to samo uczynił Pan domu.
-Jak w pracy ? –spytał międzyczasie nakładając makaron na talerze.
-Ciężko. –westchnęła i postanowiła pomóc.
-Czyli ?
-Ciągle szukam dowodów na Verdasa, niestety na marne.
-To czemu nie zmusisz go do przyznania się ? –wszyscy zasiedli do stołu.
-Próbowałam, niestety na próżno. –ponownie westchnęła. –Cloe jak w szkole ? –spojrzała na swoją córkę.
-Udało mi się zdać ten sprawdzian z matematyki na 5. –uśmiechnęła się szeroko. Castillo już chciała pogratulować dziewczynce gdy przerwał im dzwonek do drzwi.
-Otworzę. –oznajmiła i odeszła od stołu. Niestety widok niezapowiedzianego gościa nie specjalnie ją ucieszył. –Co ty tu robisz ? –spytała cicho.
-Chciałem zobaczyć jak mieszkasz. –Verdas posłał jej zadziorny uśmiech. –Mogę wejść ?
-Nie! –oznajmiła stanowczo i zatrzasnęła drzwi. Lekko roztrzęsiona widokiem przestępcy wróciła do kuchni.
-Kochanie kto to był ?
-Verdas. –zasiadła do stołu.
-Verdas ?! –jej mąż nie krył zdziwienia.
-Tak, a do tego od kilku dni ktoś mnie obserwuję, to chyba on, skarbie boję się. –spojrzała na szatyna wystraszonym wzrokiem.
-To może wyjedźmy gdzieś na kilka dni. –zaproponował wywołując radość na twarzy młodszej Castillo.
-Tak, to chyba dobry pomysł.
~.~

Następnego dnia brunetka zjawiła się w pracy tylko w celu wzięcia urlopu. Udało jej się go zdobyć bez większych problemów i przepełniona radością przez wyjazdem wolnym spacerkiem skierowała się do domu, niestety nie było jej dane tam dotrzeć.
Już od początku drogi czuła za sobą czyjąś obecność, ciągle się odwracała niestety nic to nie dawało, nikt za nią nie szedł, tak się wydawało. Gdy skręciła w uliczkę, która miała skrócić jej drogę poczuła silne uderzenie w głowie, chwile później widziała tylko ciemność. 

~.~

Opuszczony magazyn, przedmieścia Buenos Aires, godzina 13:04.
Docierając na miejsce, gdzie miał spełnić się jego plan szeroko się uśmiechnął.
-Spędzisz tutaj najpiękniejsze chwile twojego życia. –oznajmił zadowolony do nieprzytomnej Castillo. Pewny Swojego planu wysiadł z samochodu a następnie wyciągnął z niego dziewczynę, zaniósł ją do środka magazynu gdzie miał już przygotowany dla nich materac, rzucił ją na niego i głośno się zaśmiał.
-Może teraz będziesz miała dowody żeby wsadzić mnie do więzienia. –wyszeptał jej na ucho i powoli zaczął ją rozbierać. Specjalnie nie chciało mu się męczyć z odpinaniem drobnych guzików jej koszuli dlatego po prostu ją zerwał, widząc jej czerwony biustonosz poczuł podekscytowanie, szybko go zrzucił i uwolnił jej jędrne piersi, którymi chwile się pobawił, równie szybko i zwinnie pozbył się jej dolnej części garderoby i sprawił, że dziewczyna leżała przed nim całkowicie naga, mimo narastających chęci zgwałcenia jej, postanowił ją zostawić dopóki się nie obudzi, chciał aby podczas stosunku była w pełni przytomna .
Kilka godzin później Verdas wreszcie doczekał się upragnionej chwili, Violetta zaczęła się budzić. Pierwsze co zrobiła to chwyciła się za głowę, chłopak od razu wywnioskował, że po uderzeniu pewnie czuje ból.
-Nie chciałem walić aż tak mocno. –zaśmiał się szyderczo i zwrócił na Siebie uwagę Castillo, która właśnie zorientowała się, że jest naga.
-ZZZrobiliśmy tto ? –wyjąkała wystraszona.
-Nie, ale zaraz zrobimy. –podszedł do materaca. –Obiecałem przecież, że wylądujemy w łóżku. -Dziewczyna słysząc to zsunęła się na zimna podłogę, chciała wstać, niestety wciąż nie była całkowicie sprawna. Zadowolony Verdas wstał, obszedł materac i z powrotem rzucił na niego brunetkę. –Jak chcesz to krzycz, nikt i tak Cię nie usłyszy, postaram się nie być zbyt brutalny. –położył ręce na jej ramionach i przycisnął do legowiska, następnie siadając  na niej. Dziewczyna zaczęła kopać nogami i bić go po klatce piersiowej, krzyczała gdy ten zaczął ją obmacywać po całym ciele, jeździł dłońmi po jej brzuchu, biodrach i piersiach zjeżdżając na  pośladki które ścisnął nie zwracając uwagi na to czy dziewczynę to boli, tak samo mocno ściskał jej piersi wywołując jeszcze głośniejszy krzyk Castillo. Gdy zbliżył się do jej ust i próbował pocałować ta z całej siły go spoliczkowała. Automatycznie jej oddał.
-Teraz ja tu rządzę. –wycedził przez zęby na co dziewczyna znowu go spoliczkowała. Tym razem chłopak się zaśmiał. –Widzę, że nie lubisz gry wstępnej. –oznajmił na co na twarzy dziewczyny pojawił się jeszcze większy strach. Wstał i rozebrał się równocześnie przyciskając nogą kobietę do materaca tak aby i ona nie mogła wstać. Gdy wszystkie jego części garderoby znalazły się na zimnym betonie powrócił do poprzedniej pozycji i brutalnie wbił się w nią. Dziewczyna przestała kopać ale za to teraz waliła go nie tylko po klatce piersiowej ale po rękach i twarzy, niestety meksykanin nie zwracał na to uwagi, zaczął się w niej poruszać, szybko i brutalnie, czyli tak jak lubił, jego uwagi nie przyciągały także krzyki Violetty, która odczuwała niemiłosierny ból. Cierpiała. Kilka minut mężczyzna doszedł, z jego przyrodzenia zaczęła wypływać biała
40 minut później zobaczył, że dziewczyna jest już wyczerpana, i że zaczęła się poddawać , wiec postanowił jeszcze bardziej ją pomęczyć, jej cierpienie sprawiało mu satysfakcje, tak samo jak cierpienie każdej innej ofiary. Wyszedł z niej na co brunetka odetchnęła z ulgą.
ciecz, widząc że dziewczynę to brzydzi bez skrupułów zaczął lać nią po brzuchu i nogach dziewczyny, chwile później ponownie się w nią wszedł.
-Nie martw się skarbie, to nie koniec. –zaśmiał się widząc łze spływającą po jej policzku. Zmienił pozycje i klęknął tuż nad jej twarzą, nie zwracając uwagi na jej protesty wsadził jej w buzie jego przyjaciela, wsadzał go głęboko, tak że Castillo się krztusiła, kilka minut później biała ciesz znowu zaczęła wypływać, tym razem tuż do jej buzi, Leon wiedział, że to już totalnie obrzydzi jego ofiarę.
Taki schemat działań stosował przez kilka następnych godzin, między czasie bił dziewczynę gdy ta się opierała. Mu się to podobało, odczuwał rozkosz i zadowolenie za to Violetta miała dość, chciała umrzeć.

~.~

4 miesiące później.
Sąd Rejonowy w Buenos Aires, godzina 15:56.
-Sąd Rejonowy w Buenos Aires skazuje Leona Verdasa, urodzonego 19 Grudnia 1989 roku na dożywotnią karę więzienia. –sędzia odczytał wyrok a Violetta wraz z rodziną i innymi ofiarami gwałciciela odetchnęła z ulgą. Zdarzenie sprzed 4 miesięcy zostawiło w jej psychice ogromną ranę, brunetka nadal brzydzi się sex’u a gabinet psychologiczny stał się jej drugim domem, porzuciła zawód policjantki i została Panią domu, od tamtego feralnego dnia boi się stawać twarzą twarz z przestępcami. Pewnie zastanawiacie się jak udało się jej przeżyć i wsadzić Verdasa do więzienia. Otóż po prostu uciekła, w nocy gdy mężczyzna zasnął ona   z magazynu, szybko dotarła do autostrady gdzie kierowcy samochodów widząc ją pobitą i zakrwawioną szybko zainterweniowali, jeden z nich zawiózł Castillo do szpitala a troje następnych obezwładniło Leona i poczekało na policję. Gdy Caroline Wood usłyszała co się stało szybko złożyła zeznania, czuła się winna, że dopuściła do cierpienia kolejnej ofiary meksykanina, Violetta także od razu wszystko opowiedziała, dzięki temu, że sprawa trafiła do telewizji kolejne 3 ofiary Leona także go obciążyły. Verdas teraz spędzi resztę życia w więziennej celi.
roztrzęsiona nałożyła na Siebie pierwszą rzecz jaka wpadła jej w ręce i wybiegła

~.~
7 lat później.
Zakład Karny w Buenos Aires, godzina 15:04.

Droga Violetto,
Na początku chciałbym Cię prosić abyś przeczytała ten list do końca, nawet jeśli się zdenerwujesz proszę nie odkładaj go, przeczytaj, proszę.
10 lat temu zrobiłem to po raz pierwszy, zraniłem kobietę gwałcąc ją i bijąc, zrobiłem coś strasznego, rok później zrobiłem to znowu, w tym samym roku jeszcze raz, tak też jeszcze kilka razy aż doszło do Ciebie, zrobiłem coś strasznego, teraz to zrozumiałem. 
Chciałbym Ci wyjaśnić, ze mogę zachowanie spowodowane jest chorobą psychiczną, która narodziła się po odejściu mojej mamy, znienawidziłem wtedy kobiety, dlatego ich cierpienie sprawiało mi radość. Ale teraz mam zamiar się zmienić, gdybym miał możliwość chciałbym się zakochać i stworzyć rodzinę, leczę się, uczęszczam na zajęcia terapeutyczne, wszystko zrozumiałem.
Nawet nie jesteś w stanie Sobie wyobrazić jak straszne jest tutaj życie, monotonne i nudne, zmarnowałem Sobie życie.
Chciałbym Cię szczerze przeprosić za to, że Tobie także zmarnowałem życie, mam nadzieję, że zdążyłaś się otrząsnąć i zacząć żyć od nowa, mam nadzieję, że jesteś szczęśliwa.
Przepraszam.
                                   ~Leon.

Ostatni raz spojrzał na kartkę i ostrożnie włożył ją do koperty, którą za chwilę miał zamiar przekazać strażnikowi, który wysłałby list do Violetty. W głębi duszy miał nadzieje, że kiedyś dostanie odpowiedz, ale najbardziej marzył o tym, żeby Violetta mu wybaczyła, w liście wyjaśnił wszystko, przeprosił, napisał wszystko co chciał, miał nadzieje, że tyle wystarczy.

~.~

Kilka miesięcy później.
Dom Castillo, Buenos Aires, godzina 08:40.
-Kochanie jak będziesz wracał kup pieluszki dla Mary. –oznajmiła wręczając mu drugie śniadanie starannie zapakowane w papierową torbę.
-Oczywiście. –ucałował ją na pożegnanie. –Cloe rusz się! –krzyknął a chwile później ich starsza córka zbiegła na dół, także ucałowała mamę i młodszą siostrę, której wreszcie się doczekała i razem z ojcem wyszli z domu.
-To co ?  Idziemy jeść śniadanko ? –spytała swojej trzyletniej córeczki. Dziewczynka urodziła się dopiero po 4 latach terapii, Violettę wiele kosztowało pierwsze współżycie po tamtych zdarzeniach, na szczęście podobało się jej, tamtego dnia wróciła do normalności, zaczęła zapominać o urazie psychicznym a także o Leonie.
Dziewczynka skwitowała kiwnięciem główki i razem skierowały się do kuchni gdzie starsza Castillo przygotowała jajecznicę.
Kilka godzin później Violetta położyła swoją córeczkę do popołudniowej drzemki a sama wzięła się za sprzątanie domu. Pozmywała naczynia, wytarła stół i zaczęła wycierać kurze, podczas wykonywania tej czynności jej uwagę przykuł list od Leona, który dostała kilka miesięcy wcześniej, najwyraźniej położyła go tu a potem o nim zapomniała. Uważnie go jeszcze kilka razy przeczytała a następnie usiadła na kanapie i zaczęła intensywnie myśleć. Zrozumiała zachowanie chłopaka ale nadal miała mu za to żal, w końcu spowodował uszczerbek na jej psychice, cierpiała i bolało ją to. Nie była pewna co robić.
20 minut później chwyciła kartkę, długopis i wreszcie po kilku miesiącach postanowiła mu odpisać.

Drogi Leonie,
Wybaczam Ci.
                          ~Violetta. 

... 


Mamy dzisiaj wielki, wielki dzień! Pół roku bloga!
Szczerze to skapłam się dopiero wczoraj, więc sama nie kryję ogromnego zaskoczenia, wciąż nie mogę uwierzyć, że to już pełne pół roku. Cały czas pamiętam pierwszy rozdział, pierwszy komentarz, pierwszy tysiąc wyświetleń, pamiętam tą radość. A teraz ? Teraz blog to moje uzależnienia, codziennie myślę co by poprawic, blog to moja pasja, dzięki temu odkryłam samą siebie! :)
Nawet nie wiecie jaką radość mam gdy widzę jak się rozwija! To jest niesamowite!
Do tego pod ostatnmim pobiliście rekord komentarzy, a wyświetlenia idą w górę tak szybko, że ojeeju <3 To jest po prostu niesamowite!
Dziekowałam już milion razy za to, że jesteście ale podziękuję jeszcze raz!
Dziękuję!
A jeśli chodzi o one shot... w mojej wyobraźni to wyglądał lepiej! Przepraszam was za niego!
Za wszelką cenę chciałam żeby był oryginalny dlatego to Leon jest gwałcicielem... mam nadzieję że nie będziecie źli ;p
Szczerze to mi się tak strasznie nie podoba ale musiałam w końcu ten pomysł wylać na kartkę.

Inspirując się Effie powiem wam , że czeka nas wielki, wielki tydzień! (kocham naśladowac tą kobietę! xd) Już w tym tygodniu wielkie, wielkie zmiany!

ps. Kochana Madziu (Piątkowska), nie wiem czy przeczytałaś moją odpowiedz do twojego komentarza pod ostatnim postem , ale jeszcze raz chciałabym ci mocno podziękować!  Strasznie Cię Kocham! ;*

wtorek, 5 sierpnia 2014

Rozdział 56



*German*
Stałem przez białymi drzwiami, w korytarzu o kremowych ścianach przyozdobionymi mnóstwem zdjęć wiążącymi się z ważnymi wspomnieniami dla mojej córki, stałem przed tymi drzwiami próbując się przygotować na widok, który czekał mnie w pokoju, moja ręką nie chciała współgrać z umysłem, nie chciała się podnieść i przenieść na klamkę, najwyraźniej nie byłem gotowy na rozmowę. Moje nogi były jak z waty, czułem się tak jak przed ślubem tylko tym razem to co miało stać się za chwile nie mogło mieć szczęśliwego zakończenia.
Przez ostatnie dni uświadomiłem Sobie, że nic nie może być już tak jak dawniej. Nigdy już nie poczuję tego co przy porodzie Violetty, nigdy nie poczuję już tego co przy ślubie z Marią, nigdy już nie zaznam uczucia, które towarzyszyło mi przy słuchaniu po raz pierwszy śpiewu mojej żony  a potem córki, wszystko co sprawiało mi szczęście zniknęło, tak po prostu. Bez względnie jak będę się starać nic już nie powróci, nic nie będzie takie same.
W końcu udało mi się położyć dłoń na klamce, ale niestety nie na długo. Chwile później gwałtownie ją zdjąłem i szybko zbiegłem z powrotem do salonu, gdzie na mój widok Violetta szybko wstała z miejsca.
-rozmawiałeś z nią ? –spytała łagodnie. W ramach odpowiedzi pokręciłem głową.
-Violetta to nie ma sensu. –chwyciłem jej dłoń.-Nieważne jak będę się starać nic już nie powróci do dawnego porządku.
-Co masz na myśli ?
-Nigdy już nie będę czuł tego co dawniej. Nigdy nie będę tak szczęśliwy jak przy twojej mamie.
-Czyli masz zamiar żyć przeszłością ? Człowiek, który ukrywał przed swoją córką rzeczy po matce, jej rodzinę i wszystko co z nią związane, tylko po to by chronić ją przed przeszłością ma zamiar tą przeszłością żyć ? Tato spójrz na to logicznie. –oznajmiła surowo. –Mama cały czas żyje, żyje w naszych sercach, nigdy nie odeszła, czuwa nad nami. To właśnie ona na twojej drodze postawiła Angie, a ty to olewasz. Mama chce abyś był szczęśliwy.
-Po kim ty taka mądra jesteś ?
-Po mamie. Bo tata właśnie niszczy Sobie życie.
-Violetta spokojnie. –wtrącił się Leon, który objął moją córkę. –Twój tata się pogubił, bądź dla niego wyrozumiała. –W tamtej chwili musiałem przyznać, że chłopak wie kiedy zareagować, natychmiastowo uspokoił swoją dziewczynę, która spojrzała na mnie już łagodniej.
-Nic nie straciłeś. Wszystko może być tak jak dawniej, tylko w inny sposób. –oznajmiła przybliżając się do mnie. –Mamy nie ma, ale jest Angie. Wszystko może być jak dawniej, potrzeba tylko chcieć.
-Jeśli tylko chcemy możemy nawet latać. –jej wypowiedz dokończył młody Verdas.
-Zaśpiewajcie mi proszę. –poprosiłem będąc już praktycznie gotowy do walki o nowe lepsze życie. Młodzi spojrzeli na Siebie z uśmiechem. Leon usiadł przy fortepianie, zaczął grać a Violetta śpiewać.

Voy donde sopla el viento
Hoy digo lo que siento
Soy mi mejor momento
y donde quiera yo

Voy donde sopla el viento
Hoy digo lo que siento
Soy mi mejor momento
y donde quiera yo voy

Uuooo...
y donde quiera yo voy

Z podziwem patrzyłem jak Violetta promienieje i oświeca wszystkich swoją siłą. Czułem dumę, że wyrosła na tak silną i samodzielną kobietę, czułem, że już zawsze Sobie poradzi, jednocześnie wiedziałem, że musi mieć we mnie poparcie, dlatego ja też musiałem być silny, postanowiłem zawalczyć, zawalczyć o swoje szczęście, dlatego gdy tylko zabrzmiały ostatnie dźwięki piosenki „Soy mi Mejor Momento”  przytuliłem ją i udałem się do pokoju, w którym znajdowała się moja narzeczona, tym razem pewny swoich działań.

*Ludmiła*
-To było pyszne. –oznajmiłam przełykając ostatni kęs bułki. Następnie wytarłam usta chusteczką i spojrzałam z uśmiechem na mojego ukochanego.
-No to teraz pójdziesz się ubrać, ja posprzątam a potem gdzieś pojedziemy.
-Randka ?
-Najlepsza w twoim życiu. –odpowiedział pewnie.
-No to idę się ubrać. –wstałam i w podskokach pobiegłam do sypialni. Gdy tylko tam dotarłam z szafy wyciągnęłam zestaw specjalny na takie okazje i już trochę w wolniejszym tempie skierowałam się do łazienki, gdzie wzięłam szybki prysznic, ubrałam się, włosy spięłam w koński ogon a na twarz nałożyłam lekki makijaż.  Gotowa zbiegłam do kuchni gdzie czekał na mnie Diego.
-Pięknie wyglądasz. –skomplementował mnie z tym swoim czarującym uśmiechem.
-Dziękuję. –odwzajemniłam uśmiech. –To idziemy ?
-Jasne. –chwycił moją dłoń i poprowadził do drzwi. Gdy tylko znaleźliśmy się przy samochodzie otworzył mi drzwi i pozwolił wsiąść. Tak zaczął się nasz niesamowity dzień.

*Angie*
Spędzając te kilkanaście godzin w pokoju, płacząc w poduszkę zaczęłam wspominać i porządnie się zastanawiać dlaczego 8 lat temu odrzuciłam miłość Germana, dlaczego się broniłam przed tym uczuciem, wyjaśnienia, które Sobie wtedy wstawiałam w tamtych chwilach były dla mnie niedorzeczne. Maria postawiła na mojej drodze Germana a ja go odrzuciłam, postanowiłam być sama i cierpieć. Zwlekałam
równe 8 lat, a kto wie, może gdybym wtedy nie stawiała oporu teraz byłabym szczęśliwą żoną a nie tylko zdradzaną narzeczoną, błędy sprzed lat zaczęły teraz się pokazywać.
Nagle jak na zawołanie w drzwiach stanął German. Spojrzał na mnie, zatrzasnął drzwi i pewnie podszedł do mojego łózka przy którym przyklęknął.
-Jestem dorosłym facetem, który zachowuje się jak małe dziecko, jestem dorosłym facetem, który nie umie Sobie poradzić w życiu, jestem zwykłym frajerem. Wiem to. Zraniłem Cię, zrobiłem cos strasznego, zepchnąłem nas z drogi prowadzącej do szczęścia. Angie przepraszam.
-Była ładniejsza ? –spytałam wydobywając z Siebie urazę do niego, urazę za to, że mnie zdradził.
-Nie, tak strasznie przypominała Marie. –spuścił głowę. –Ale tylko wyglądem.
-Czyli bajeczkę o szantażu wymyśliłeś ?
-Tak. –zaczął w pełni się do wszystkiego przyznawać. –Spotkałem się z nią kilka razu bo tak bardzo mi przypominała Marie, myślałem, że będzie taka jak ona, dlatego ciągle się z nią umawiałem, chciałem ją poznać. Poznałem. Okazała się drugą Jade.
-No i co teraz ?
-Zrozumiałem, że tylko ty jesteś tak wspaniała jak Maria, to tylko ty jesteś tak piękna, tylko ty sprawisz, że będę szczęśliwy.
-Germanie mam rozumieć, że jesteś ze mną tylko dlatego bo przypominam ci twoja zmarłą żonę ?
-Nie! Oczywiście, że nie! Obie jesteście wyjątkowe, ale się różnicie, obie sprawiacie, że mogę być szczęśliwy.
-Kochasz ją.
-Kogo ?
-Marie.
-Tak…
-Nigdy nie pokochasz mnie tak bardzo jak kochasz ją. –oznajmiłam pewna swoich słów.
-Angie nie liczy się kogo kocham bardziej, kocham was na swój sposób. Ale Marii nie ma, jesteś ty, i to Tobie chcę się poświęcić, z Tobą chcę się ożenić i zestarzeć, to Tobie chcę teraz oddać swoje serce.
-Ale żyjesz przeszłością, wszystko Ci ją przypomina.
-Bo nie da się zapomnieć, nie da się zapomnieć o takiej osobie jak matka mojej córki a twoja siostra.
-Tak, racja … -spuściłam głowę. –Ale German nie możesz tak bardzo żyć przeszłością.
-Chcę się zmienić.
-Kochasz mnie ?
-Najmocniej na świecie.

*Camila*
-Dziękuję. –posłałam Gary’emu szczery uśmiech. –On jest do wszystkiego zdolny.
-Jestem po to aby Cię ratować.
-Jesteś moim rycerzem. –pocałowałam go.
-To twój rycerz zabiera Cię na spacer.
-Z wielką chęcią pójdę. –oznajmiłam. –Wejdz, a ja się pójdę przebrać. –wpuściłam chłopaka do swojego królestwa a sama poszłam do sypialni gdzie wybrałam zestaw. Następnie skierowałam się do łazienki gdzie ubrałam przygotowane ubrania, włosy spięłam w warkocz, pudrem zakryłam niedoskonałości na mojej twarzy i popsikałam się ukochanymi perfumami. Gotowa wyszłam z pomieszczenia.
-Idziemy ? –spytałam wchodząc do salonu.
-Tak. –Gary wstał, przyczepił smycz do obroży naszego pieska i chwytając mnie za rękę poprowadził do drzwi.

~.~

-No i do tego potem zmarł mój brat, po 3 latach walki z rakiem, ja miałem tylko 16 lat.
-Jakim cudem się nie załamałeś ?
-Załamałem. Straciłem brata a ojciec wyjechał, sam wtedy chorowałem. To był strasznie ciężki okres czasu.
-Ale teraz jesteś szczęśliwy.
-Tak, no bo uznałem, że po co się poddawać, można żyć dalej. Skończyłem szkołę, znalazłem mieszkanie, wszystko się ułożyło. Poradziłem Sobie.
-To tak jak ja, ja też właśnie przeszłam przez jeden z trudniejszych okresów w moim życiu, tyle ostatnio rzeczy zdarzyło się naraz, zdrada Broadway’a, potem ty, no i próba zabójstwa, szpital, próba bycia szczęśliwym a potem strach, na końcu w końcu wszystko zrozumiałam i teraz jestem szczęśliwa.
-Mało komu zdarza się wybrnąć z takich sytuacji, ludzie przeważnie popadają w depresję albo popełniają samobójstwa.
-Ale ja zawsze starałam się być silna.
-Zawsze ?
-Zawsze. Zawsze miałam inny sposób na życie, od zawsze chciałam być szczęśliwa, chciałam kochać i spełniać marzenia.
-Spełniło się ? Jesteś szczęśliwa, kochasz i spełniasz marzenia ?
-Tak. Nauczyłam się, że jeśli tylko chcemy możemy nawet latać.

*Maxi*
-To jest ogromne!  -zachwycała się stojąc przed Koloseum.
-Większe niż wydaję się na zdjęciach, co nie ? –zaśmiałem się.
-Ogromne!
-Ogromne jak nasza miłość.
-No nie, nasza miłość jest większa. –przeniosła wzrok na mnie.
-Tak, masz racje.
-Ale to Koloseum jest ogromne! –znowu zaczęła się zachwycać zabytkiem. –Maxi cieszę się, że wreszcie mogę zobaczyć to miasto na żywo.
-To było twoje marzenie ?
-W pewnym sensie, moi rodzice się tu poznali, a właśnie na schodach hiszpańskim tata oświadczył się mamie.
-To słodkie. –chwyciłem jej rękę.
-Tak, zawsze chciałam zobaczyć czy to miejsce faktycznie daje tyle energii.
-Daje. –oznajmiłem rozglądając się wokół. 
-Tak. Wiesz, bardzo się ucieszyłam, że oświadczyłeś się mi dokładnie w tym samym miejscu co tata mamie, to takie romantyczne.
-Symboliczne.
-No i mimo, że specjalnie ich nie przyjęłam zawsze będę kojarzyć to miejsce z tym, i po raz kolejny raz
miałeś racje.
-Jaką ?
-W samolocie powiedziałeś, że to w tym mieście stanie się coś co zapamiętam.
-No wiesz… to się czuję.
-Kocham Cię. –pocałowała mnie. –Tylko smutno, że jak wrócimy do hotelu czekają mnie pokazy, pokazy a potem będziemy musieli opuścić to miasto.
-Wrócimy tu, obiecuję.
-W podróż poślubną. –oświadczyła pewnie.
-A chcesz ?
-Najbardziej na świecie.
-No to zgoda. Od dziś Rzym to nasze miasto miłości.
-I tylko nasze. –po raz kolejny mnie pocałowała a następnie zaczęła się dokładniej przyglądać Koloseum. –Kiedy byłam tu ostatni raz nawet nie miałam okazji stanąć w tym miejscu i się przyjrzeć. –mówiła patrząc na zabytek.
-Dlaczego ?
-Nie wiem. –westchnęła. –Chyba nie specjalnie chciałam, byłam wtedy w takiej trasie w jakiej jestem teraz, no tylko wtedy nie wierzyłam w miłość a to miejsce kojarzyło mi się z miłością moich rodziców. Wtedy zbytnio nie miałam marzeń, były jakieś drobne ale nie wiedziałam jak je spełnić, nie chciałam. A teraz jestem tu z Tobą, to miejsce stało się dla mnie symbolem miłości, teraz mam marzenia i wiem , że mogę je spełniać. –spojrzała na mnie z wielkim uśmiechem na twarzy. –Wiem, że jeśli tylko chcemy możemy nawet latać.

*Ludmiła*
-Jezioro ? –spytałam zdziwiona patrząc na ogromne jezioro.
-A tam nasza łódka. –wskazał na małą żaglówkę.
-A umiesz tym czymś sterować ?
-Oczywiście. –podarował mi uśmiech i pociągnął w stronę obiektu.

~.~

Ahora puedo ver lo que vale
Ser sincero al hablarte de amor
Ir liviano y sin equipaje
Tu inspiracion yo mi cancion
Ser valiente y tener coraje
No temer ser quien ahora soy
En la ruta cambia el paisaje
Comienzo a ver el sol

Es el amor lo que arranco, el dolor
Es mi valor, la fuerza, el corazon
Lo que cambio y estoy mejor, estoy mejor
por ti, por mi

-Jest nowa ? –spytałam gdy przestał grać.
-Tak. Podoba Ci się ?
-Jest przepiękna. –oznajmiłam darując mu szczery uśmiech. –Czyli jednak zająłeś się muzyką ?
-Nie wiem, po prostu dostałem natchnienia. Ta piosenka zawiera wszystkie uczucia, które darzę to Ciebie.
-Jest naprawdę piękna. –nie byłam w stanie nic więcej powiedzieć. Ta piosenka była wyjątkowa, po prostu wyjątkowa. –Diego… -spojrzałam mu w oczy. –Siedząc teraz tu, w żaglówce na jeziorze z Tobą sam na sam w mojej głowie jest tyle myśli. –zachichotałam. –Miłość jest we mnie, szaleję i buzuję, nie mogę uwierzyć, że minęło 8 lat, że teraz jesteśmy razem, że się uzupełniamy, kochamy. To… To jest wyjątkowe.
–mówiłam wymachując rękami.
-Czyli ty też uważasz, że wspólnie się uzupełniamy ?
-Tak. No bo ja jestem szalona i wybuchowa, ty stanowczy i spokojny, oboje często się gubimy, a wspólnie tworzymy całość. Razem jesteśmy w stanie zajść daleko.
-Uczymy się od Siebie nawzajem. –dodał.
-Dokładnie, tylko złączeni możemy spełnić marzenia. –i właśnie w tamtej chwili moją uwagę przykuły ptaki na niebie, które razem stworzyły klucz. –Jesteśmy jak te ptaki. –wskazałam na niebo. –Tylko razem możemy zrobić coś tak wspaniałego.
-Razem jeśli tylko chcemy możemy nawet latać.

*Leon*
-Myślisz, że się pogodzą ? –spytała Violetta.
-Nie wiem, ale chcę żeby to wszystko się już skończyło. Mam dość patrzenia jak się smucisz.
-Tak, ja też, ale chcę aby byli szczęśliwi. –spuściła głowę.
-Violetto ale wiesz, że nie wszystkich można uszczęśliwić ?
-Wiem, ale chcę aby chociaż moi najbliżsi byli. Ty, Megan, tata i Angie.
-I ty. –podarowałem jej uśmiech. -Jeśli chcesz abyśmy byli szczęśliwi sama musisz być szczęśliwa.
-Naprawdę ?
-Tak.
-Tego nie wiedziałam.
-Cały czas uczymy się czegoś nowego.
-Każdego dnia znajdujemy nowe sposoby aby być szczęśliwym. –dokończyła z uśmiechem, już chciałem jej odpowiedzieć gdy w pokoju zjawiła się mała Megan wraz z opiekunką.
-Mamusiu popatrz! –zaczeła wymachiwać Violetcie przed oczami rysunkiem. –W przedszkolu Pani kazała nam narysować rodzinę. –w końcu położyła pracę na kolanach mojej ukochanej. Automatycznie się do niej przybliżyłem i spojrzałem na kartkę. Pięciolatka narysowała trzy trochę koślawe postacie, przedstawiające najwyraźniej ją, Violettę i najprawdopodobniej mnie.
-To ty, to Leon a to ja. –potwierdziła moje przypuszczenia wskazując na palcem na rysunek. Zrobiło mi się ciepło na sercu widząc, że stałem się częścią rodziny.
-To jest śliczne. –pochwaliła córkę Violetta i spojrzała na mnie. –Ale Leoś nie ma takich dużych uszu. –zaśmiała się a ja szybko dokładniej przyjrzałem się postaci przedstawiającej moją osobę. Faktycznie dziewczynka narysowała trochę za duże uszy.
-No cóż, mam przynajmniej ładne nogi. –postanowiłem podroczyć się z moja dziewczyną.
-No ej! –ta uwagą niestety trochę wkurzyłem  Megan. –Starałam się.
-Tak skarbie, pięknie Ci wyszło. –Vilu wzięła swoją córkę na kolana. –Bardzo pięknie nas narysowałaś.
-A te moje uszy wcale nie są za duże. –dodałem przybliżając się do dziewczyn. W tej chwili na schodach pojawili się Angie i Pan German, miny mieli dziwne ale trzymali się blisko Siebie. Violetta widząc ich gwałtownie się podniosła.
-I jak ?
-Wyjeżdżamy. –oznajmił ojciec moje dziewczyny.
-CO ?! –krzyknęła, a następnie telepatycznie przekazała mi żebym wstał i lepiej ją przytrzymał, szybko to zrobiłem jednocześnie biorąc małą Megan na ręce.
-Wyjeżdżamy do Madrytu.
-W jakim celu ?
-Chcemy aby twój ojciec na chwile odizolował się od przeszłości. –w końcu odezwała się Angie.
-Dokładnie. –potwierdził.
-No a co ze ślubem ?
-Ślubu na razie nie będzie. –Violetta słysząc to lekko się zachwiała.
-Violu spokojnie. –wzmocniłem uścisk.
-Violetto potrzebujemy się po prostu zrehabilitować. Chcemy żyć inaczej, chcemy być szczęśliwi. –Angie podeszła do dziewczyny.
-Chcą nauczyć się latać. –dodałem.
-Ale dlaczego aż w Madrycie ? –spytała cicho.
-Bo gdy tylko zdecydujemy się wrócić zabierzemy ze Sobą twoją babcie, no i czuję, że to tam powinniśmy lecieć. –Castillo dołączył do Angie i także podszedł bliżej.
-Będziecie szczęśliwi ?
-Będziemy. –odpowiedzieli równo. A Violetta już przestała  powstrzymywać  łzy.
-Mamusiu czemu płaczesz ? –spytała Megan, która z zaciekawieniem przyglądała się sytuacji.
-Bo dziadek i Angie chcą spełniać marzenia.
-Ale to chyba dobrze, prawda ? –spojrzała na mnie.
-Tak księżniczko, to bardzo dobrze, twoja mamusia płacze bo będzie tęsknić, ale też się cieszy. –wytłumaczyłem.
-Aha. –z powrotem zajęła się czochraniem moich włosów i dokładnym słuchaniu naszej konwersacji.
-Leonie obiecaj, że przez ten czas jak mnie nie będzie zajmiesz się nimi. –odezwał się nieco wzruszony dziadek dziewczynki.
-Tato … jestem dorosła, umiem o Siebie zadbać.
-Tak, ale niech Leon Ci pomoże, razem spełnijcie marzenia, załóżcie rodzinę i bądźcie szczęśliwi.
-Nie zgubcie się w labiryncie życia. –dodała Angie.
-Latajcie.
-Oczywiście, będziemy wszystko kontrolować. –odpowiedziałem.
-Violu wszystko jest w waszych rękach, w twoich, Leona i Megan, nie popełniajcie moich błędów.
-Damy Sobie radę! Bo jeśli tylko chcemy możemy nawet latać! –zakończyła uśmiechnięta Megan.

KONIEC TOMU PIERWSZEGO.


-----------
No i mamy koniec ... 56 rozdziałów, 136 stron i 67 787 słów. Moje pierwsze opowiadanie, opowiadanie w które włożyłam całe swoje serce, opowiadanie dzięki, któremu nauczyłam się pisać, myśleć i LATAĆ. Na zawsze to zapamiętam, pisanie tego opowiadania już na zawsze pozostanie w moim sercu, będę z tym kojarzyć dzieciństwo.
Chciałam dać cytat piosenki "To jest już Koniec", ale to nie jest koniec. Zbyt bardzo wszyscy przywiązaliśmy się do tej historii żeby tak po prostu ją zostawić, będzie miała 3 tomy, 3 wyjątkowe Tomy.
Dziękuję każdemu kto przeczytał, dziękuję, że jest tu was 50 (według ankiety), dziękuję, że jesteście.
Nie będę teraz wypisywać każdej osoby, dzieki, której się uśmiechnęłam, bo każde wyświetlenie sprawiało, że się uśmiecham, Dziękuję po prostu wszystkim! 
A teraz mam do was prośbę, wiem, że czyta 50 osób, wiem, że pewnie większość czyta z telefonu, przez co nie chcę się wam skomentować, i nie wymagam żebyście to robili, ale proszę tak na sam koniec, pod tym ostatnim rozdziałem napiszcie cokolwiek... napiszcie czy także nauczyliście się latać, jak wam się podobało to opowiadanie, czy udało mi zrobić tak, że była oryginalna, napiszcie cokolwiek, tak symbolicznie. Proszę. 




Następna notka to będzie chyba one shot, a potem - potem pojawi się nowy szablon, nowa Nikola i nowy tom. 
Jeszcze raz wszystkim bardzo Dziękuję.
Dziękuję.