*German*
Stałem przez białymi drzwiami, w korytarzu o kremowych
ścianach przyozdobionymi mnóstwem zdjęć wiążącymi się z ważnymi wspomnieniami
dla mojej córki, stałem przed tymi drzwiami próbując się przygotować na widok,
który czekał mnie w pokoju, moja ręką nie chciała współgrać z umysłem, nie
chciała się podnieść i przenieść na klamkę, najwyraźniej nie byłem gotowy na
rozmowę. Moje nogi były jak z waty, czułem się tak jak przed ślubem tylko tym
razem to co miało stać się za chwile nie mogło mieć szczęśliwego zakończenia.
Przez ostatnie dni uświadomiłem Sobie, że nic nie może
być już tak jak dawniej. Nigdy już nie poczuję tego co przy porodzie Violetty,
nigdy nie poczuję już tego co przy ślubie z Marią, nigdy już nie zaznam
uczucia, które towarzyszyło mi przy słuchaniu po raz pierwszy śpiewu mojej
żony a potem córki, wszystko co
sprawiało mi szczęście zniknęło, tak po prostu. Bez względnie jak będę się
starać nic już nie powróci, nic nie będzie takie same.
W końcu udało mi się położyć dłoń na klamce, ale niestety
nie na długo. Chwile później gwałtownie ją zdjąłem i szybko zbiegłem z powrotem
do salonu, gdzie na mój widok Violetta szybko wstała z miejsca.
-rozmawiałeś z nią ? –spytała łagodnie. W ramach
odpowiedzi pokręciłem głową.
-Violetta to nie ma sensu. –chwyciłem jej dłoń.-Nieważne
jak będę się starać nic już nie powróci do dawnego porządku.
-Co masz na myśli ?
-Nigdy już nie będę czuł tego co dawniej. Nigdy nie będę
tak szczęśliwy jak przy twojej mamie.
-Czyli masz zamiar żyć przeszłością ? Człowiek, który
ukrywał przed swoją córką rzeczy po matce, jej rodzinę i wszystko co z nią
związane, tylko po to by chronić ją przed przeszłością ma zamiar tą
przeszłością żyć ? Tato spójrz na to logicznie. –oznajmiła surowo. –Mama cały
czas żyje, żyje w naszych sercach, nigdy nie odeszła, czuwa nad nami. To
właśnie ona na twojej drodze postawiła Angie, a ty to olewasz. Mama chce abyś
był szczęśliwy.
-Po kim ty taka mądra jesteś ?
-Po mamie. Bo tata właśnie niszczy Sobie życie.
-Violetta spokojnie. –wtrącił się Leon, który objął moją
córkę. –Twój tata się pogubił, bądź dla niego wyrozumiała. –W tamtej chwili
musiałem przyznać, że chłopak wie kiedy zareagować, natychmiastowo uspokoił
swoją dziewczynę, która spojrzała na mnie już łagodniej.
-Nic nie straciłeś. Wszystko może być tak jak dawniej,
tylko w inny sposób. –oznajmiła przybliżając się do mnie. –Mamy nie ma, ale
jest Angie. Wszystko może być jak dawniej, potrzeba tylko chcieć.
-Jeśli tylko chcemy możemy nawet latać. –jej wypowiedz
dokończył młody Verdas.
-Zaśpiewajcie mi proszę. –poprosiłem będąc już
praktycznie gotowy do walki o nowe lepsze życie. Młodzi spojrzeli na Siebie z
uśmiechem. Leon usiadł przy fortepianie, zaczął grać a Violetta śpiewać.
Voy donde sopla el viento
Hoy digo lo que siento
Soy mi mejor momento
y donde quiera yo
Voy donde sopla el viento
Hoy digo lo que siento
Soy mi mejor momento
y donde quiera yo voy
Uuooo...
y donde quiera yo voy
Z podziwem patrzyłem jak Violetta promienieje i oświeca
wszystkich swoją siłą. Czułem dumę, że wyrosła na tak silną i samodzielną
kobietę, czułem, że już zawsze Sobie poradzi, jednocześnie wiedziałem, że musi
mieć we mnie poparcie, dlatego ja też musiałem być silny, postanowiłem
zawalczyć, zawalczyć o swoje szczęście, dlatego gdy tylko zabrzmiały ostatnie
dźwięki piosenki „Soy mi Mejor Momento”
przytuliłem ją i udałem się do pokoju, w którym znajdowała się moja
narzeczona, tym razem pewny swoich działań.
*Ludmiła*
-To było pyszne. –oznajmiłam przełykając ostatni kęs
bułki. Następnie wytarłam usta chusteczką i spojrzałam z uśmiechem na mojego
ukochanego.
-No to teraz pójdziesz się ubrać, ja posprzątam a potem
gdzieś pojedziemy.
-Randka ?
-Najlepsza w twoim życiu. –odpowiedział pewnie.
-No to idę się ubrać. –wstałam i w podskokach pobiegłam
do sypialni. Gdy tylko tam dotarłam z szafy wyciągnęłam
zestaw specjalny na takie okazje i już trochę w wolniejszym tempie
skierowałam się do łazienki, gdzie wzięłam szybki prysznic, ubrałam się, włosy
spięłam w koński ogon a na twarz nałożyłam lekki makijaż.
Gotowa zbiegłam do kuchni gdzie czekał na
mnie Diego.
-Pięknie wyglądasz. –skomplementował mnie z tym swoim
czarującym uśmiechem.
-Dziękuję. –odwzajemniłam uśmiech. –To idziemy ?
-Jasne. –chwycił moją dłoń i poprowadził do drzwi. Gdy tylko
znaleźliśmy się przy samochodzie otworzył mi drzwi i pozwolił wsiąść. Tak
zaczął się nasz niesamowity dzień.
*Angie*
Spędzając te kilkanaście godzin w pokoju, płacząc w
poduszkę zaczęłam wspominać i porządnie się zastanawiać dlaczego 8 lat temu
odrzuciłam miłość Germana, dlaczego się broniłam przed tym uczuciem,
wyjaśnienia, które Sobie wtedy wstawiałam w tamtych chwilach były dla mnie
niedorzeczne. Maria postawiła na mojej drodze Germana a ja go odrzuciłam,
postanowiłam być sama i cierpieć. Zwlekałam
równe 8 lat, a kto wie, może gdybym
wtedy nie stawiała oporu teraz byłabym szczęśliwą żoną a nie tylko zdradzaną
narzeczoną, błędy sprzed lat zaczęły teraz się pokazywać.
Nagle jak na zawołanie w drzwiach stanął German. Spojrzał
na mnie, zatrzasnął drzwi i pewnie podszedł do mojego łózka przy którym
przyklęknął.
-Jestem dorosłym facetem, który zachowuje się jak małe
dziecko, jestem dorosłym facetem, który nie umie Sobie poradzić w życiu, jestem
zwykłym frajerem. Wiem to. Zraniłem Cię, zrobiłem cos strasznego, zepchnąłem
nas z drogi prowadzącej do szczęścia. Angie przepraszam.
-Była ładniejsza ? –spytałam wydobywając z Siebie urazę
do niego, urazę za to, że mnie zdradził.
-Nie, tak strasznie przypominała Marie. –spuścił głowę.
–Ale tylko wyglądem.
-Czyli bajeczkę o szantażu wymyśliłeś ?
-Tak. –zaczął w pełni się do wszystkiego przyznawać.
–Spotkałem się z nią kilka razu bo tak bardzo mi przypominała Marie, myślałem,
że będzie taka jak ona, dlatego ciągle się z nią umawiałem, chciałem ją poznać.
Poznałem. Okazała się drugą Jade.
-No i co teraz ?
-Zrozumiałem, że tylko ty jesteś tak wspaniała jak Maria,
to tylko ty jesteś tak piękna, tylko ty sprawisz, że będę szczęśliwy.
-Germanie mam rozumieć, że jesteś ze mną tylko dlatego bo
przypominam ci twoja zmarłą żonę ?
-Nie! Oczywiście, że nie! Obie jesteście wyjątkowe, ale
się różnicie, obie sprawiacie, że mogę być szczęśliwy.
-Kochasz ją.
-Kogo ?
-Marie.
-Tak…
-Nigdy nie pokochasz mnie tak bardzo jak kochasz ją.
–oznajmiłam pewna swoich słów.
-Angie nie liczy się kogo kocham bardziej, kocham was na
swój sposób. Ale Marii nie ma, jesteś ty, i to Tobie chcę się poświęcić, z Tobą
chcę się ożenić i zestarzeć, to Tobie chcę teraz oddać swoje serce.
-Ale żyjesz przeszłością, wszystko Ci ją przypomina.
-Bo nie da się zapomnieć, nie da się zapomnieć o takiej
osobie jak matka mojej córki a twoja siostra.
-Tak, racja … -spuściłam głowę. –Ale German nie możesz
tak bardzo żyć przeszłością.
-Chcę się zmienić.
-Kochasz mnie ?
-Najmocniej na świecie.
*Camila*
-Dziękuję. –posłałam Gary’emu szczery uśmiech. –On jest
do wszystkiego zdolny.
-Jestem po to aby Cię ratować.
-Jesteś moim rycerzem. –pocałowałam go.
-To twój rycerz zabiera Cię na spacer.
-Z wielką chęcią pójdę. –oznajmiłam. –Wejdz, a ja się
pójdę przebrać. –wpuściłam chłopaka do swojego królestwa a sama poszłam do
sypialni gdzie wybrałam
zestaw. Następnie
skierowałam się do łazienki gdzie ubrałam przygotowane ubrania, włosy spięłam w
warkocz, pudrem zakryłam niedoskonałości na mojej twarzy i popsikałam się
ukochanymi perfumami. Gotowa wyszłam z pomieszczenia.
-Idziemy ? –spytałam wchodząc do salonu.
-Tak. –Gary wstał, przyczepił smycz do obroży naszego
pieska i chwytając mnie za rękę poprowadził do drzwi.
~.~
-No i do tego potem zmarł mój brat, po 3 latach walki z
rakiem, ja miałem tylko 16 lat.
-Jakim cudem się nie załamałeś ?
-Załamałem. Straciłem brata a ojciec wyjechał, sam wtedy
chorowałem. To był strasznie ciężki okres czasu.
-Ale teraz jesteś szczęśliwy.
-Tak, no bo uznałem, że po co się poddawać, można żyć
dalej. Skończyłem szkołę, znalazłem mieszkanie, wszystko się ułożyło.
Poradziłem Sobie.
-To tak jak ja, ja też właśnie przeszłam przez jeden z
trudniejszych okresów w moim życiu, tyle ostatnio rzeczy zdarzyło się naraz, zdrada
Broadway’a, potem ty, no i próba zabójstwa, szpital, próba bycia szczęśliwym a
potem strach, na końcu w końcu wszystko zrozumiałam i teraz jestem szczęśliwa.
-Mało komu zdarza się wybrnąć z takich sytuacji, ludzie
przeważnie popadają w depresję albo popełniają samobójstwa.
-Ale ja zawsze starałam się być silna.
-Zawsze ?
-Zawsze. Zawsze miałam inny sposób na życie, od zawsze
chciałam być szczęśliwa, chciałam kochać i spełniać marzenia.
-Spełniło się ? Jesteś szczęśliwa, kochasz i spełniasz
marzenia ?
-Tak. Nauczyłam się, że jeśli tylko chcemy możemy nawet latać.
*Maxi*
-To jest ogromne!
-zachwycała się stojąc przed Koloseum.
-Większe niż wydaję się na zdjęciach, co nie ? –zaśmiałem
się.
-Ogromne!
-Ogromne jak nasza miłość.
-No nie, nasza miłość jest większa. –przeniosła wzrok na
mnie.
-Tak, masz racje.
-Ale to Koloseum jest ogromne! –znowu zaczęła się
zachwycać zabytkiem. –Maxi cieszę się, że wreszcie mogę zobaczyć to miasto na
żywo.
-To było twoje marzenie ?
-W pewnym sensie, moi rodzice się tu poznali, a właśnie
na schodach hiszpańskim tata oświadczył się mamie.
-To słodkie. –chwyciłem jej rękę.
-Tak, zawsze chciałam zobaczyć czy to miejsce faktycznie
daje tyle energii.
-Daje. –oznajmiłem rozglądając się wokół.
-Tak. Wiesz, bardzo się ucieszyłam, że oświadczyłeś się
mi dokładnie w tym samym miejscu co tata mamie, to takie romantyczne.
-Symboliczne.
-No i mimo, że specjalnie ich nie przyjęłam zawsze będę
kojarzyć to miejsce z tym, i po raz kolejny raz
miałeś racje.
-Jaką ?
-W samolocie powiedziałeś, że to w tym mieście stanie się
coś co zapamiętam.
-No wiesz… to się czuję.
-Kocham Cię. –pocałowała mnie. –Tylko smutno, że jak
wrócimy do hotelu czekają mnie pokazy, pokazy a potem będziemy musieli opuścić
to miasto.
-Wrócimy tu, obiecuję.
-W podróż poślubną. –oświadczyła pewnie.
-A chcesz ?
-Najbardziej na świecie.
-No to zgoda. Od dziś Rzym to nasze miasto miłości.
-I tylko nasze. –po raz kolejny mnie pocałowała a
następnie zaczęła się dokładniej przyglądać Koloseum. –Kiedy byłam tu ostatni
raz nawet nie miałam okazji stanąć w tym miejscu i się przyjrzeć. –mówiła patrząc
na zabytek.
-Dlaczego ?
-Nie wiem. –westchnęła. –Chyba nie specjalnie chciałam,
byłam wtedy w takiej trasie w jakiej jestem teraz, no tylko wtedy nie wierzyłam
w miłość a to miejsce kojarzyło mi się z miłością moich rodziców. Wtedy zbytnio
nie miałam marzeń, były jakieś drobne ale nie wiedziałam jak je spełnić, nie
chciałam. A teraz jestem tu z Tobą, to miejsce stało się dla mnie symbolem miłości,
teraz mam marzenia i wiem , że mogę je spełniać. –spojrzała na mnie z wielkim
uśmiechem na twarzy. –Wiem, że jeśli
tylko chcemy możemy nawet latać.
*Ludmiła*
-Jezioro ? –spytałam zdziwiona patrząc na ogromne jezioro.
-A tam nasza łódka. –wskazał na małą żaglówkę.
-A umiesz tym czymś sterować ?
-Oczywiście. –podarował mi uśmiech i pociągnął w stronę
obiektu.
~.~
Ahora puedo ver lo que vale
Ser sincero al hablarte de amor
Ir liviano y sin equipaje
Tu inspiracion yo mi cancion
Ser valiente y tener coraje
No temer ser quien ahora soy
En la ruta cambia el paisaje
Comienzo a ver el sol
Es el amor lo que arranco, el dolor
Es mi valor, la fuerza, el corazon
Lo que cambio y estoy mejor, estoy mejor
por ti, por mi
-Jest nowa ? –spytałam gdy przestał grać.
-Tak. Podoba Ci się ?
-Jest przepiękna. –oznajmiłam darując mu szczery uśmiech.
–Czyli jednak zająłeś się muzyką ?
-Nie wiem, po prostu dostałem natchnienia. Ta piosenka
zawiera wszystkie uczucia, które darzę to Ciebie.
-Jest naprawdę piękna. –nie byłam w stanie nic więcej powiedzieć.
Ta piosenka była wyjątkowa, po prostu wyjątkowa. –Diego… -spojrzałam mu w oczy.
–Siedząc teraz tu, w żaglówce na jeziorze z Tobą sam na sam w mojej głowie jest
tyle myśli. –zachichotałam. –Miłość jest we mnie, szaleję i buzuję, nie mogę uwierzyć,
że minęło 8 lat, że teraz jesteśmy razem, że się uzupełniamy, kochamy. To… To
jest wyjątkowe.
–mówiłam wymachując rękami.
-Czyli ty też uważasz, że wspólnie się uzupełniamy ?
-Tak. No bo ja jestem szalona i wybuchowa, ty stanowczy i
spokojny, oboje często się gubimy, a wspólnie tworzymy całość. Razem jesteśmy w
stanie zajść daleko.
-Uczymy się od Siebie nawzajem. –dodał.
-Dokładnie, tylko złączeni możemy spełnić marzenia. –i
właśnie w tamtej chwili moją uwagę przykuły ptaki na niebie, które razem
stworzyły klucz. –Jesteśmy jak te ptaki. –wskazałam na niebo. –Tylko razem
możemy zrobić coś tak wspaniałego.
-Razem jeśli tylko
chcemy możemy nawet latać.
*Leon*
-Myślisz, że się pogodzą ? –spytała Violetta.
-Nie wiem, ale chcę żeby to wszystko się już skończyło.
Mam dość patrzenia jak się smucisz.
-Tak, ja też, ale chcę aby byli szczęśliwi. –spuściła
głowę.
-Violetto ale wiesz, że nie wszystkich można uszczęśliwić
?
-Wiem, ale chcę aby chociaż moi najbliżsi byli. Ty,
Megan, tata i Angie.
-I ty. –podarowałem jej uśmiech. -Jeśli chcesz abyśmy
byli szczęśliwi sama musisz być szczęśliwa.
-Naprawdę ?
-Tak.
-Tego nie wiedziałam.
-Cały czas uczymy się czegoś nowego.
-Każdego dnia znajdujemy nowe sposoby aby być
szczęśliwym. –dokończyła z uśmiechem, już chciałem jej odpowiedzieć gdy w
pokoju zjawiła się mała Megan wraz z opiekunką.
-Mamusiu popatrz! –zaczeła wymachiwać Violetcie przed
oczami rysunkiem. –W przedszkolu Pani kazała nam narysować rodzinę. –w końcu
położyła pracę na kolanach mojej ukochanej. Automatycznie się do niej
przybliżyłem i spojrzałem na kartkę. Pięciolatka narysowała trzy trochę koślawe
postacie, przedstawiające najwyraźniej ją, Violettę i najprawdopodobniej mnie.
-To ty, to Leon a to ja. –potwierdziła moje
przypuszczenia wskazując na palcem na rysunek. Zrobiło mi się ciepło na sercu
widząc, że stałem się częścią rodziny.
-To jest śliczne. –pochwaliła córkę Violetta i spojrzała
na mnie. –Ale Leoś nie ma takich dużych uszu. –zaśmiała się a ja szybko
dokładniej przyjrzałem się postaci przedstawiającej moją osobę. Faktycznie
dziewczynka narysowała trochę za duże uszy.
-No cóż, mam przynajmniej ładne nogi. –postanowiłem
podroczyć się z moja dziewczyną.
-No ej! –ta uwagą niestety trochę wkurzyłem Megan. –Starałam się.
-Tak skarbie, pięknie Ci wyszło. –Vilu wzięła swoją córkę
na kolana. –Bardzo pięknie nas narysowałaś.
-A te moje uszy wcale nie są za duże. –dodałem
przybliżając się do dziewczyn. W tej chwili na schodach pojawili się Angie i
Pan German, miny mieli dziwne ale trzymali się blisko Siebie. Violetta widząc
ich gwałtownie się podniosła.
-I jak ?
-Wyjeżdżamy. –oznajmił ojciec moje dziewczyny.
-CO ?! –krzyknęła, a następnie telepatycznie przekazała
mi żebym wstał i lepiej ją przytrzymał, szybko to zrobiłem jednocześnie biorąc
małą Megan na ręce.
-Wyjeżdżamy do Madrytu.
-W jakim celu ?
-Chcemy aby twój ojciec na chwile odizolował się od
przeszłości. –w końcu odezwała się Angie.
-Dokładnie. –potwierdził.
-No a co ze ślubem ?
-Ślubu na razie nie będzie. –Violetta słysząc to lekko
się zachwiała.
-Violu spokojnie. –wzmocniłem uścisk.
-Violetto potrzebujemy się po prostu zrehabilitować.
Chcemy żyć inaczej, chcemy być szczęśliwi. –Angie podeszła do dziewczyny.
-Chcą nauczyć się latać. –dodałem.
-Ale dlaczego aż w Madrycie ? –spytała cicho.
-Bo gdy tylko zdecydujemy się wrócić zabierzemy ze Sobą
twoją babcie, no i czuję, że to tam powinniśmy lecieć. –Castillo dołączył do
Angie i także podszedł bliżej.
-Będziecie szczęśliwi ?
-Będziemy. –odpowiedzieli równo. A Violetta już
przestała powstrzymywać łzy.
-Mamusiu czemu płaczesz ? –spytała Megan, która z
zaciekawieniem przyglądała się sytuacji.
-Bo dziadek i Angie chcą spełniać marzenia.
-Ale to chyba dobrze, prawda ? –spojrzała na mnie.
-Tak księżniczko, to bardzo dobrze, twoja mamusia płacze
bo będzie tęsknić, ale też się cieszy. –wytłumaczyłem.
-Aha. –z powrotem zajęła się czochraniem moich włosów i
dokładnym słuchaniu naszej konwersacji.
-Leonie obiecaj, że przez ten czas jak mnie nie będzie
zajmiesz się nimi. –odezwał się nieco wzruszony dziadek dziewczynki.
-Tato … jestem dorosła, umiem o Siebie zadbać.
-Tak, ale niech Leon Ci pomoże, razem spełnijcie
marzenia, załóżcie rodzinę i bądźcie szczęśliwi.
-Nie zgubcie się w labiryncie życia. –dodała Angie.
-Latajcie.
-Oczywiście, będziemy wszystko kontrolować. –odpowiedziałem.
-Violu wszystko jest w waszych rękach, w twoich, Leona i
Megan, nie popełniajcie moich błędów.
-Damy Sobie radę! Bo
jeśli tylko chcemy możemy nawet latać! –zakończyła uśmiechnięta Megan.
KONIEC TOMU PIERWSZEGO.
-----------
No
i mamy koniec ... 56 rozdziałów, 136 stron i 67 787 słów. Moje pierwsze
opowiadanie, opowiadanie w które włożyłam całe swoje serce, opowiadanie
dzięki, któremu nauczyłam się pisać, myśleć i LATAĆ. Na zawsze to
zapamiętam, pisanie tego opowiadania już na zawsze pozostanie w moim
sercu, będę z tym kojarzyć dzieciństwo.
Chciałam dać cytat piosenki
"To jest już Koniec", ale to nie jest koniec. Zbyt bardzo wszyscy
przywiązaliśmy się do tej historii żeby tak po prostu ją zostawić,
będzie miała 3 tomy, 3 wyjątkowe Tomy.
Dziękuję każdemu kto przeczytał, dziękuję, że jest tu was 50 (według ankiety), dziękuję, że jesteście.
Nie
będę teraz wypisywać każdej osoby, dzieki, której się uśmiechnęłam, bo
każde wyświetlenie sprawiało, że się uśmiecham, Dziękuję po prostu
wszystkim!
A
teraz mam do was prośbę, wiem, że czyta 50 osób, wiem, że pewnie
większość czyta z telefonu, przez co nie chcę się wam skomentować, i nie
wymagam żebyście to robili, ale proszę tak na sam koniec, pod tym
ostatnim rozdziałem napiszcie cokolwiek... napiszcie czy także
nauczyliście się latać, jak wam się podobało to opowiadanie, czy udało
mi zrobić tak, że była oryginalna, napiszcie cokolwiek, tak
symbolicznie. Proszę.
Następna notka to będzie chyba one shot, a potem - potem pojawi się nowy szablon, nowa Nikola i nowy tom.
Jeszcze raz wszystkim bardzo Dziękuję.
Dziękuję.