*Naty*
(…) –Natalio wyjdź za mnie.
-Cco ?
-Cco ?
-Tak wiem, jesteśmy ze Sobą bardzo krótko, pewnie
uważasz, że to nie odpowiedzialne, ale… -chwycił moją dłoń. –Znam Cię od 8 lat,
kocham od blisko 6, moje serce zawsze było wierne Tobie, nie chcę Cię już
stracić dlatego Natalio wyjdź za mnie. –oznajmił a mnie wręcz zamurowało.
-Ale Maxi … może to po prostu impuls.. może my nie
jesteśmy gotowi.
-Czyli myślisz, że to za wcześniej ?
-Jesteśmy ze Sobą tydzień.
-Naty nie rozumiesz…
-Maxi rozumiem, ja też Cię kocham niezmiennie od 8 lat,
ale to za wcześniej, nie wiemy jak będzie nam się żyć razem. Tak, byliśmy razem
już wcześniej, kochaliśmy się, nadal się kochamy ale to zbyt dużo jak na jeden
okres czasu, zmieniłam się, pogodziłam z siostrą, wyjechałam z Tobą, to za
dużo.
-No dobrze. –spuścił głowę.
-Maxi popatrz na mnie. –rozkazałam a chłopak szybko
zrobił to o co go prosiłam. –Kocham Cię i przepraszam, ale to naprawdę za
wiele. Obiecuję Ci, że jeśli następnym razem się oświadczysz, czyli za rok, dwa
to na pewno się zgodzę. –podarowałam mu uśmiech.
-Czyli nie chcesz mnie zostawić ?
-Oczywiście, że nie. –zaśmiałam się. –Kocham Cię.
wcześniej, najpierw musimy się
ustatkować, przepraszam za tą moją głupotę.
-Żadną głupotę. Miło mi, że chcesz się ze mną ożenić.
-Kiedyś jak Ci się oświadczę to będą prawdziwe
oświadczyny, z pierścionkiem i kolacją, obiecuję.
-No dobrze. –słysząc to trochę mi ulżyło, cieszyłam się,
że Maxi nie jest zły, naprawdę nie byłam gotowa, a ślub to byłoby za dużo. –To
gdzie teraz idziemy ?
-Zostało nam Koloseum.
-No to idziemy zobaczyć Koloseum. –objął mnie ramieniem i
powoli skierowaliśmy się w stronę zabytku.
*Leon*
-Proszę, mam herbatę. –wszedłem do pokoju ciotki Violetty
i powoli postawiłem kubek z napojem na stół. –Angie w porządku ? –spytałem
patrząc na skuloną i płaczącą kobietę. Nie odzywała się. –Angie… -kucnąłem przy
niej. –Angie może powinnaś porozmawiać z Germanem. –zaproponowałem a blondynka
powoli podniosła wzrok.
-Leon dlaczego wy faceci jesteście takimi idiotami ?
–spytała płacząc.
-Bo jak większość ludzi najpierw robimy a potem myślimy,
no a na końcu żałujemy. –oznajmiłem zgodnie z prawdą. –Czasem robimy głupstwa,
ale przecież każdemu należy się druga szansa. Angie wybacz mu, zrób to dla
Siebie, dla Germana i dla nas, Violetta bardzo się o was martwi. –Kobieta znowu
schowała twarz w dłoniach. Było mi jej żal, bo kto lubi patrzeć jak ktoś inny
płacze, kto lubi patrzeć jak druga osoba cierpi, no chyba nikt. Smutek
przeważnie udziela się i nam, wtedy cała radość wyparowuje, my spadamy na
Ziemię a świat przejmuje czarno białe barwy. –Chcesz zostać sama ? –spytałem
gdyż Angie nadal nie odpowiadała.
-Ttak. –wyjąkała cicho a ja wyszedłem z pokoju. Nie byłem
zachwycony tym, że nie udało mi się nic zdziałać, w głębi duszy chciałem pomóc
i pocieszyć wszystkich domowników. Zawiedziony zszedłem do
kuchni gdzie zrobiłem
Sobie kanapkę, następnie intensywnie myśląc skonsumowałem skromny posiłek.
-Leon jak z Angie ? –w końcu do domu wróciła Violetta, o
dziwo już nie płakała tylko odważnie stąpała po Ziemi, za nią stał jej tata,
zupełne jej przeciwieństwo, mężczyzna stał przestraszony i smutny, nie wiedział
co robić, zgubił się w labiryncie zwanym „życie”.
-Fatalnie. –odpowiedziałem zgodnie z prawdą. –Siedzi i
płacze, próbowałem z nią rozmawiać, ale nic to nie dało. –dokończyłem bez
energii.
-Tato weź się w garść i idź z nią pogadaj. –dziewczyna
skierowała rozkaz w stronę swojego rodziciela. –Walcz o nią. –Castillo spojrzał
na swoją córkę i szybko ruszył na górę. Violetta tymczasem podeszła do mnie i
wtuliła się w mój tors w celu uspokojenia się.
*Diego*
-Jejku … -tak właśnie zareagowała moja dziewczyna widząc
śniadanie i pięknie przystrojony stół, jej mina była bezcenna a moja radość
ogromna, ucieszyłem się, że się jej podoba. –Diego z jakiej to okazji ?
-Z takiej, że dzisiaj rocznica.
-Rocznica ? –spytała zdziwiona.
-Czyli dokładnie 8 lat pierwszy raz mnie pocałowałeś ?
-Tak.
-Jakim cudem ty to pamiętasz ?
-Nie wiem, jakoś tak takie daty zostają mi w głowię.
-To miło, że pamiętasz. –podarowała mi swój piękny
uśmiech.
-I ten dzień będzie wyjątkowy, obiecuję Ci to, zaraz
zjemy śniadanie…
-późne śniadanie, jest 13. –przerwała mi.
-No ej, to ty nie chciałaś wstać.
-Ale to ty mnie zaciągnąłeś na tą imprezę.
-Ale to nie moja wina, że mieliśmy co świętować.
-Twoja, w końcu grałeś genialnie.
-Też twoja, wspierałaś mnie.
-Ale to ty grałeś.
-Ale to ty mi kibicowałaś.
-Ale to ty poprowadziłeś drużynę do zwycięstwa.
-Ale to ty tam byłaś, patrzyłem na Ciebie i grałem
lepiej.
-Ale to ty mnie tam zaprowadziłeś.
-Ale to twoja wina, że Cię kocham i potrzebowałem twojego
wsparcia.
-Moja ?! –teraz to się już wzburzyła.
-No bo jesteś piękna, twój głos mnie uspokaja, oczy
sprawiają, że z dnia na dzień kocham Cię co raz bardziej a serce … serce
sprawia, że mnie jeszcze nie zostawiłaś.
-To też twoja wina.
-Dlaczego ?
-Bo dzięki Tobie każdego dnia się zmieniam, dzięki Tobie
nauczyłam się kochać, to dla Ciebie codziennie staram się być piękna, wszystko
przez Ciebie. –promiennie się uśmiechnęła.
-To tak jak w piosence ? Codziennie dajesz z Siebie
wszystko ? Zawsze masz swój plan żeby słodko mnie otulić ? To przez miłość
jesteś taka jaka jesteś ?
-Tak, dokładnie tak.
Pero si es por amor
Todo sera verdadero
Si es por amor
Doy todo lo que soy
(ooo)
Mi corazón
Es todo lo que yo tengo
Gane y perdi
Nunca me rendi
Porque soy asi
Todo sera verdadero
Si es por amor
Doy todo lo que soy
(ooo)
Mi corazón
Es todo lo que yo tengo
Gane y perdi
Nunca me rendi
Porque soy asi
-Kocham Cię strasznie, wiesz ? –zrobiłem krok w jej
stronę i namiętnie pocałowałem. –A te 8 lat miłości do Ciebie były najlepszymi
latami w moim życiu, każdego dnia myślałem o Tobie i się uśmiechałem, każdego
dnia dawałaś mi energie, mimo, że Cię nie było.
-Byłam. –spojrzała mi w oczy. –Byłam tu. –dotknęła
miejsca na mojej klatce piersiowej gdzie znajdowało się serce . –Tak samo jak
ty byłeś w moim.
-Tak, zawsze byłaś i zawsze będzie w moim sercu, ale chcę
abyś już na zawsze była obok mnie, to moje marzenie.
-Marzenia się spełnia.
-Czyli zostaniesz przy mnie na zawsze ?
-Jeśli ty zostaniesz przy mnie.
-Zostanę.
-Ja też. –podarowała mi uśmiech. –Ale wiesz, głodna się
zrobiłam. –zaśmiała się a ja poprowadziłem ją do stołu, pierw odsuwając krzesło
jak prawdziwy dżentelmen, którym dzisiejszego dnia starałem się być.
*Camila*
Życie jest przecież piękne, mimo, że czasem myślimy
przeciwnie. Życie to po prostu jeden wielki labirynt, w którym nie każdy
potrafi się poruszać, każdy się kiedyś zgubił i na pewno kiedyś jeszcze zgubi.
Życie jest piękne, to my po prostu nie umiemy żyć.
Każdego dnia uświadamiam Sobie to co raz to bardziej,
zaczynam rozumieć, że mimo, że jestem dorosła cały czas jestem dzieckiem, nigdy
nie przestałam się uczyć, mam przed Sobą mnóstwo lekcji, lekcji dzięki, którym
nauczę się żyć, nauczę się być szczęśliwa i uśmiechnięta. Samym nauczycielem
będzie życie, ale też przyjaciele i rodzina.
Uśmiechnięta już od samego rana właśnie przygotowywałam
Sobie mój ukochany napój – Yerba Mate, smak mojego dzieciństwa, do tego w
piekarniku właśnie piekło się ciasto, które lada chwila mogłam wyciągnąć. Tak
miałam ochotę spędzić dzisiejsze popołudnie, przy książce i ukochanej
przekąsce.
Cały proces przygotowań do idealnego popołudnia przerwał
mi dzwonek do drzwi, spodziewając się Gary’ego, którego pewnie przyciągnął
zapach ciasta szybko podbiegłam do wejścia i otworzyłam drzwi. Ku mojemu
zdziwieniu u progu mojego mieszkania nie zastałam mojego chłopaka.
-Po co tu przyszedłeś ? –odezwałam się bez entuzjazmu
widząc Broadway’a.
-Cześć Camillo, mi też miło Cię widzieć.
-No super, tylko mi nie miło, czego chcesz ?
-Porozmawiać.
-O czym ?
-A mogę Ci o tym opowiedzieć w środku ?
-Nie.
-Cami… -spojrzał na mnie tym swoim błagalnym wzrokiem.
-Powiedziałem, że nie.
-Cami no weź … -zaczął nalegać. Już chciałam zamknąć
drzwi tuż przed jego nosem zirytowana sytuacją ale na szczęście jak zwykle w
odpowiednim momencie zjawił się Gary, który właśnie otwierał drzwi swojego
mieszkania.
-Kochanie co się dzieje ? –spytał widząc moją minę.
-Kochanie ? –wtrącił się Brazylijczyk.
-Tak, kochanie. Broadway poznaj mojego chłopaka Gary’ego. –oznajmiłam a na twarzy
chłopaka pojawiło się rozczarowanie.
-Czyli, że już Sobie kogoś znalazłaś ?
-Tak, tylko w porównaniu do Ciebie, już po tym jak z Tobą
zerwałam.
-Powiem Ci, że szybka jesteś.
-Ej koleś, licz się trochę ze słowami. –wtrącił się Gary,
a Broadway oczywiście nie zwrócił na niego szczególnej uwagi.
-Dobra, skoro nie chcesz mnie wpuścić, to przejdę do
rzeczy tutaj. Wyjeżdżam za 3 dni do Brazylii, na wakacje, chcę abyś pojechała
ze mną.
-CO ?! –krzyknęliśmy razem z Garym, na jego twarzy malowała
się złość.
-Pojedziesz ?
-Koleś masz 2 sekundy żeby się stąd wynieść!
-Jakbyś nie widział rozmawiam z Cami. –w końcu Broadway
odezwał się do mojego chłopaka.
-Gówno mnie to obchodzi, Camilla nigdzie z Tobą nie
jedzie!
-A o to chyba trzeba spytać ją.
-Nigdzie z Tobą nie jadę. –w końcu dołączyłam do tej
niezwykle ciekawej konwersacji.
-Zastanów się nad tym. –posłał mi zadziorny uśmiech. –A ty
chłoptasiu się ogarnij. –szturchnął Gary’ego i zbiegł po schodach na dół.
---------------------------
W sumie to nie wiem co tym razem napisać ... rozdział trochę ucięty bo miałam napisać jeszcze rozmowę Germangie ale szczerze to mi się już nie chciało ...
Moja kochana przyjaciółka (którą pozdrawiam xd) być może (jeśli ruszy dupę) napisze dla was one shota bo u mnie brak weny ... jeśli go napisze to pojawi się w niewielkiej przerwie między Pierwszym a Drugim tonem, więc wyczekujcie :)
Ostatnio coś komentarzy ubywa ... nie wiem dlaczego, w sumie nie chce wiedzieć ale mam nadzieję, że to przejściowe :)
No to chyba na tyle ... Dziękuję za wszystkie komentarze, wejścia i za wszystko! Strasznie was kocham! <3
12 KOM - NEXT