Violetta*
-Nie, przykro mi, ale chcę aby moja córka miała normalne dzieciństwo, spokojne i zwyczajne, a nie pełne sławy i przepychu.
-Jesteś tego pewna ? To dla niej ogromna szansa.
-Tak, jestem tego pewna. –wstałam, pożegnałam się z mężczyzną i wyszłam z jego gabinetu. To co mi powiedział lekko podniosło mi ciśnienie, nie chcę takiego życia dla Megan, wystarczy, że ja się męczę, mimo, że spełniam marzenia. Megan musi być szczęśliwa.
Wychodząc z budynku wybrałam numer do Leona.
-Hej skarbie, co powiesz na spacer ? –w odpowiedzi usłyszałam po drugiej stronie jego kaszel.
-Violu chyba się rozchorowałem. –powiedział słabo.
-Zaraz tam będę. –oznajmiłam i się rozłączyłam.
Szybko wsiadłam do swojego samochodu i ruszyłam w stronę domu mojego ukochanego.
-Kochanie już jestem! –krzyknęłam wchodząc na jego posesje. Chwilę później zjawił się koło mnie blady i słaby Leon. –O boże jak ty wyglądasz.
-Też miło mi Cię widzieć skarbie, też Cię kocham. –oznajmił a ja zaczęłam się śmiać.
-Dałabym Ci buziaka ale widzę, że porządnie Cię wzięło, marsz do łóżka! –powiedziałam stanowczo a Leon wedle polecenia udał się do swojej sypialni. Ja natomiast skierowałam się do kuchni gdzie zaparzyłam mu herbaty i zaczęłam przygotowywać zupę. Gdy udało mi się wszystko ogarnąć wzięłam napój i termometr a następnie zaniosłam przygotowane rzeczy do pokoju chłopaka.
-39 stopni. –odczytałam zapis z urządzenia. –Boli Cię coś ?
-Mięśnie. –odpowiedział i zakaszlnął.
-To przez gorączkę, czyli wychodzi na to, że to tylko kaszel i gorączka, nie jest tak źle. –podarowałam mu uśmiech. –wyzdrowiejesz. –oznajmiłam próbując go podnieść na duchu, Leon natomiast znowu zaczął kaszleć, za każdym razem co raz ostrzej. –Przyniosę Ci coś na ten kaszel. Dasz Sobie radę przez 15 minut ? Zajdę do apteki.
-Jasne, idź. –uśmiechnął się po raz kolejny zakaszlnął.
*Maxi*
Czy czułem satysfakcje patrząc na łzy Naty, na łzy poddania ? Cieszyłem się, że mi się udało, że zniszczyłem tą maskę ale nie byłem zadowolony z jej płaczu. Nikt nie jest wstanie być szczęśliwy, gdy osoba, którą kochasz płacze, wtedy spadamy razem z nią na ziemię, a następnie staramy się ją podnieść z powrotem do góry, aby także była szczęśliwa.
-Naty proszę nie płacz, uspokój się. To, że jesteś taka jaka dawniej to nie grzech, to coś wspaniałego.
-Maxi zniszczyłeś coś na co pracowałam 5 lat, nie rozumiesz tego ?! –mówiła przez łzy. –Nie rozumiesz, że chcę być tą nową Naty, chcę mieć wszystko w dupie, emocje, ludzi, miłość! A ty jak jakaś bakteria wszędzie się wciskasz, wciskasz się w nie swoje życie, próbujesz zmienić ludzi szczęśliwych, niszczysz czyjeś życie bo tak Ci się zachciało, naprawdę tego nie widzisz ?! –wykrzyczała mi prosto w twarz.
-Robię to wszystko dla twojego dobra, chcę abyś była szczęśliwa, żebyś żyła normalnie. –powiedziałem patrząc jej w oczy. –Mam wyjść ?
-Tak! I to natychmiast. –odpowiedziała. Wstałem, pozbierałem swoje ubrania, szybko je na Siebie nałożyłem, ostatni raz spojrzałem na dziewczynę.
-Nie poddam się, robię to z miłości. –oznajmiłem i wyszedłem z jej królestwa.
Mimo, że mi się udało czułem smutek, pojedyncze łzy spływały po moim policzku , czułem żal. Bo praktycznie się nie udało, owszem, obudziłem starą Naty ale co z tego skoro ta nowa nadal się broni, mimo, że mnie kocha, chcę żyć po staremu.
-Nie poddawaj się! –powiedziałem cicho do Siebie i wyszedłem z hotelu.
*Diego*
-A co zrobimy jak wyjadę ? –spytała blondynka, kończąc późne śniadanie.
-Nic, bo nie wyjedziesz. Zapamiętaj, ze zrobię wszystko aby mieć Cię przy Sobie. –odpowiedziałem spokojnie.
-Diego co masz zamiar, a właściwie co mamy zamiar zrobić ? Zostały dwa dni.
-Od wczoraj intensywnie nad tym myślę i na razie nie mam nic konkretnego, ale coś wymyślę, jasne ? –spojrzałem jej w oczy i chwyciłem jej dłoń. –Biorę to za swoją życiową misję.
-Pogadaj z Naty, wszystko zależy od niej, choć wątpię żeby Ci się udało. –spuściła głowę.
-Eej Lu! Nie smuć się i myśl pozytywnie! –chwyciłem jej podbródek aby spojrzała na mnie. –W życiu musimy myśleć pozytywnie, musimy! Bez tego się poddamy, nie będziemy w stanie żyć szczęśliwie, pójdziemy teraz do Naty i z nią pogadamy, jasne ?
-Teraz ? –spytała cicho.
-Tak. –na jej twarzy pojawił się strach.
-Czy ty się boisz własnej siostry ? –spytałem zdziwiony.
-Od niej zależy całe moje szczęście.
-Wszystko się ułoży, jasne ? –wstałem i kucnąłem przy niej. –Zawsze Cię kochałem, zawsze będę i teraz także kocham, chcę przejść z Tobą przez życie, tylko z Tobą mogę być szczęśliwym dlatego uda nam się i zostaniesz przy moim boku, będę o Ciebie dbać, potem Ci się oświadczę, zostaniemy rodziną i urodzisz mi tak śliczną córeczkę jaką jesteś ty, wspólnie się zestarzejemy i pójdziemy do nieba szczęśliwi. –na twarzy dziewczyny pojawiły się łzy. –Mam nadzieje, że to łzy wzruszenia. –powiedziałem stanowczo a zarazem delikatnie. Blondynka kiwnęła głową a ja widząc to starłem je kciukiem i złączyłem nasze wargi w pocałunku. –To idziemy ?
-Tak. –wstała i chwyciła moja rękę.
*Federico*
-A mam się ubrać jakoś ładnie ? –pytała Francesca próbując wyciągnąć ode mnie treść niespodzianki. –I nie próbuj mówić, że we wszystkim wyglądam ładnie! –oznajmiła gdy już chciałem udzielić takiej właśnie odpowiedzi.
-Możesz się ubrać, normalnie, ale nie zaszkodzi jeśli ubierzesz się odświętnie.
-Czyli kolacja ?
-W pewnym sensie.
-Ile mam czasu na przygotowanie się ? –spytała a ja spojrzałem na zegarek.
-40 minut.
-ILE ?! –krzyknęła.
-40 minut. –odpowiedziałem spokojnie.
-Federico ty idioto, jak możesz dawać mi tak mało czasu na przygotowanie się!
-Też Cię kocham kochanie. –powiedziałem ze śmiesznym uśmieszkiem. –A nie musisz się przygotowywać, we wszystkim wyglądasz ładnie. –dokończyłem za co dostałem poduszką.
-Pożałujesz tego! –powiedziała stanowczo ale jednocześnie się śmiejąc, a następnie szybko pobiegła na górę, lecz chwilę później znowu się znalazła przy mnie. –Skoro to ma być kolacja, a zostało 40 minut to czemu w kuchni nic się nie gotuję ? –spytała zdezorientowana.
-To nie kolacja, tylko obiad, a samym obiadem zajmie się nasz gość. –tą odpowiedzią wprowadziłem Fran w jeszcze większe zakłopotanie. Nic nie mówiąc ponownie pobiegła na górę.
*Camila*
„Łap szczęście, bądź szczęśliwa, lataj, uśmiechaj się, kochaj przyjaciół, i nie poddawaj się!” –zacytowałam mówiąc sama do Siebie wstając z kanapy po długotrwałym gapieniu się w telewizor i płakaniu w poduszkę, w końcu zrozumiałam, że nie po to Violetta się fatyguję aby mnie pocieszyć abym ja się poddawała po jednym spotkaniu z tymi idiotami. Tak więc postanowiłam być szczęśliwa, co prawda znowu, ale tym razem dołączyłam do tego zasadę „Nie poddawaj się!”, podeszłam do okna, spojrzałam na kolorowy świat i szeroko się uśmiechnęłam.
-Lataj jak ten ptak, i nigdy nie spadaj. –powiedziałam po raz kolejny sama do Siebie starając się myśleć pozytywnie, następnie wyłączyłam telewizor, włączyłam radio i śpiewając piosenki zaczęłam ogarniać swoje mieszkanie. Otworzyłam okna aby je wywietrzyć i wpuścić trochę słońca. Alkohol schowałam z powrotem do barku a kieliszki i talerze po ciastach umyłam. Obrałam warzywa i wrzucając je do garnka z wodą wstawiłam na gaz aby się ugotowały, potem pozamiatałam całe mieszkanie i umyłam podłogi, zmieniłam także pościel w swojej sypialni a gdy warzywa się ugotowały zrobiłam swoją ukochaną sałatkę. Po tym jak najadłam się przygotowanym daniem, wybrałam odpowiedni strój, przybrałam się, umalowałam, włosy podkręciłam lokówką i z uśmiechem wyszłam z mieszkania aby udać się do pracy, w której dawno mnie nie było.
*Angie*
-Kochanie, czy ty też masz wrażenie, że moja córka nie jest zupełnie szczęśliwa ? –spytał mój narzeczony.
-Dlaczego miała by być nie szczęśliwa ?
-Nie wiem, czuję, że nie wychowałem jej tak, jak tego chciała Mariya, że czegoś nie dopilnowałem, nie dałem jej wystarczająco dużo miłości.
-Czujesz, że zbyt bardzo ją zraniłeś, przez co teraz cierpi ?
-Dokładnie, boję się, że będzie cierpieć do końca życia.
-German, nie będę ukrywać, że okłamując ją 17 lat, ukrywając przed nią, ze ma rodzinę, trzymając ją pod kloszem jej nie zraniłeś, ale przez to ma więcej siły, ma więcej determinacji aby latać wyżej, tym sposobem zmusiłeś ją aby objęła inni tor, tor na którym mogła dogonić swoich rówieśników od których zaczęła żyć o wiele później. –spojrzałam na niego. –Ale nie myśl, że nie potępniam tego co zrobiłeś. –dokończyłam gdy już chciał coś powiedzieć.
-Tak, wszystko wyszło na dobre, ale nadal czuję, że ona Sobie nie radzi.
-Ma córkę, ma kochającego chłopaka, ma nas, jest szczęśliwa.
-Czy aby na pewno, jesteś tego pewna tak na 100% ?
-Tak, German jestem. Zrozum, że całe życie poświęciłeś córce, teraz gdy ona rozwinęła skrzydła zajmij się Sobą, sam bądź szczęśliwy. –Na jego twarzy pojawił się uśmiech.
-Taki mam zamiar, a ty będziesz szczęśliwa ze mną. –chwycił moją rękę. –Wybrałaś już sukienkę ?
-Nie, muszę poprosić aby Violetta poszła ze mną. Chciałabym aby także była moim świadkiem.
-Nadaje się do tego idealnie. Ja chyba wezmę Sobie Leona, będzie to pięknie wyglądać. –zaśmiał się.
-Będziemy mieli ślub jak z bajki i to już za miesiąc. –rozmarzyłam się.
-Kocham Cię. –całując mnie mężczyzna wybrał się w lot do krainy marzeń razem ze mną.
---------------------
Po pierwsze to pozdrowienia z Zakopanego <33 Mimo wycieczki udało mi się w hotelu złapać wi fi i dodaję wam rozdział ;p
Jest strasznie nudny, jest to taki przedsmak następnego rozdziału J
Następny będzie lepszy ;3
Jak widzicie jest Angie, a nie było jej, dlaczego ? Bo po prostu o niej zapomniałam ;c Ale teraz zorganizuję jej genialny ślub <33
Na blogu pojawiły się także nowe ankiety, głosujcie! <3