"Bądź swoją siłą"
~Demi Lovato
Dla Zakochanej Blanco.
Dla mojej pierwszej fanki.
W TYM ROZDZIALE:
Federico cały czas nie może uwierzyć, że został ojcem, chcę poinformować o tym cały świat, niestety jego radość szybko znika. Spotyka lekarza, który nie ma dla niego dobrych wiadomości, z Francescą nie jest najlepiej.
Tymczasem u Leónetty i Naxi pierwsze kłótnie, spowodowane właściwie niczym, czy pary poradzą Sobie z nieporozumieniami ?
Zbyt radośnie nie jest także u Diemiły, podczas meczu otwarcia,Argentyna przegrywa pierwszy set, Diego nie może w to uwierzyć, szuka swojej dziewczyny, na szczęście ta szybko mu pomaga i motywuje. Czy jednak wygrają ?
*Federico*
*rozmowa telefoniczna*
-Cześć mamusiu! –krzyknąłem szczęśliwy do słuchawki.
-Fede synku nie krzycz.
-Dobrze, dobrze. –zniżyłem ton.
-Co się stało ? –spytała.
-MAMO FRAN URODZIŁA! –postanowiłem zignorować polecenie
mamy, krzyknąłem głośno pełen euforii i szczęścia.
-CO ?! –i oto tą radość bardzo szybko przekazałem mojej
rodzicielce.
-Tak! Mam dwóch synków! –słyszałem jak kobieta biega po
mieszkaniu szukając najwyraźniej czegoś.
-PAOLO ZOSTALIŚMY DZIADKAMI! –krzyknęła w końcu.
-Fede! –mężczyzna wyrwał jej słuchawkę. –Fede jaka płeć ?
–spytał radośnie.
-Chłopcy, dwóch chłopców! –odpowiedziałem nieco
spokojniej niż rodzicie aczkolwiek nadal
głośno i z ogromną dumą wypisaną na twarzy.
-Kiedy się urodzili ? Jaka waga ? –zadawał mnóstwo pytań
na raz, rozemocjonowany cicho się śmiałem.
-Dzisiaj rano, 2800 i 2900, są zdrowe. –oznajmiłem
cierpliwie.
-Jezu synki gratulacje! –odezwała się mama wyrywając ojcu
słuchawkę. –Jestem z Ciebie taka dumna!
-Dziękuję mamo. –szeroko się uśmiechnąłem. Spojrzałem
przed Siebie, ku jeszcze większej uciesze zobaczyłem lekarza Fran. –Yy.. mamo
przepraszam, muszę kończysz. –rzuciłem szybko, rozłączyłem się i schowałem
telefon do kieszeni. –DOKTORZE! –krzyknąłem zwracając na Siebie uwagę
mężczyzny.
-Tak ? –podszedł do mnie.
-Co z moją żoną ? –spytałem łagodnie a ten spojrzał na
mnie z politowaniem. Ciężko westchnął.
-To może chodźmy do mojego gabinetu. –wskazał na drzwi na
końcu korytarza.
~.~
-Będę z Panem szczery. –oznajmił siadając przy swoim
krześle. –Pana żona nadal się nie budzi.
-Zdążyłem zauważyć. –odpowiedziałem nerwowo.
-Tak, ale nie ma od niej żadnych oznak, które wskazywały
by na to, żeby chciała się obudzić. –wyjaśnił a mi ścisnęło żołądek. –Obawiam
się, że Pani Francesca może zapaść w śpiączkę.
-Ccco ? –wyjąkałem.
-Przykro mi.
-Nie. Ona nie może zapaść w śpiączkę! –powiedziałem
stanowczo. –Przecież ludzie ze śpiączki się nie budzą!
-Panie Pasquarelli budzą. –poprawił mnie lekarz.
-Po miesiącu ? Roku ? –spytałem sarkastycznie i wstałem.
–Pan jest lekarzem i ma Pan sprawić żeby moja żona się obudziła! Rozumie Pan ?!
–wykrzyczałem i wyszedłem z jego gabinetu trzaskając drzwiami.
*Diego*
Przegrywaliśmy, naprawdę przegrywaliśmy mecz otwarcia. Próbując
skupić się na grze nie mogłem wyrzucić tej myśli z głowy. Drużyna Hiszpanii
wygrywała sześcioma punktami, jeszcze jeden i wygrają pierwszy set co było dla
mnie nie do dopuszczenia. Nerwowo spojrzałem na widownie i odszukałem
najpiękniejszą blondynkę, znalazłem i na mojej twarzy pojawił się uśmiech,
dziewczyna w stała, krzyczała i skakała, kibicowała jakby od tego meczu
zależało całe nasze życie, widząc, że trzymam na niej wzrok podarowała mi
piękny uśmiech. W tej chwili zagrzmiał dźwięk gwizdka. Vigil posłał serw i w
ułamku sekundy piłka znalazła się na naszym polu, niestety nie byłem wstanie
jej przyjąć, zrobił to Ramos, któremu nie do końca to wyszło. Przegraliśmy
pierwszy set.
Kibice Hiszpanii wpadli w Euforie a my zeszliśmy z
boiska.
Zmęczony chwyciłem butelkę wody i usiadłem na ławce, w
tej chwili na szyję rzuciła mi się Luśka.
-Byłeś wspaniały skarbie. –powiedziała na tyle głośno
abym mógł ją usłyszeć wśród krzyków kibiców.
-Lu wiesz, że przegraliśmy ?
-No wiem, ale przecież to dopiero pierwszy set, teraz
wyjdziesz na boisko i pokażesz im wszystkim jak świetnie grasz, wygracie to a
potem w domu w specjalny sposób podziękujesz mi za te niezwykle wspaniałe słowa
otuchy, tak ? –spytała wesoło. Zaśmiałem się i pocałowałem ją.
-Tak. –odpowiedziałem. –Wygramy to, dla Ciebie. –znowu ją
pocałowałem.
-No to teraz idz do trenera i wygraj to do cholery!
–klepnęła mnie w pierś i wstała. Posłała mi ostatni słodki uśmiech i w
podskokach ruszyła z powrotem na widownie.
*Gary*
(…)Już chciał coś powiedzieć gdy w
pokoju zjawiła się rozespana Camilla. Spojrzała na swojego ojca, siedzącego na
kanapie, z którym ostatnio nie dogadywała się. Oboje spojrzeli na siebie i
chwile później dziewczyna była w objęciach ojca.
-Przepraszam… -wydukał cicho z bólem w głosie. Cami zaczęła płakać. Spojrzałem na jej matkę, kobieta patrzyła na rozgrywająca się scenę ze łzami w oczach. Przytuliła się do mnie szukając pocieszenia. Nie znaliśmy się ale czułem że tego potrzebuje , tak też po prostu objąłem ramieniem Starszą Torres i razem patrzyliśmy na niezwykle wzruszającą scenę córki z ojcem.
–Córeczko to moja wina… -szepnął . W jego oczach widziałem cierpienie. –Mogłem posłuchać mamy, wziąć go do Siebie i mieć na niego oko.
Cami nic mu nie odpowiedziała, tylko bardziej się w niego wtuliła.
-Camillo tata ma racje. –odezwała się jej matka ledwie słyszalnym głosem –Mogliśmy go wziąć do siebie. – głos się jej załamał. Wyrwała się z moich objęć i dołączyła do męża i córki. Teraz siedziałem sam i byłem skazany na obserwowanie tego co rozgrywało się na moich oczach.
-Przepraszam… -wydukał cicho z bólem w głosie. Cami zaczęła płakać. Spojrzałem na jej matkę, kobieta patrzyła na rozgrywająca się scenę ze łzami w oczach. Przytuliła się do mnie szukając pocieszenia. Nie znaliśmy się ale czułem że tego potrzebuje , tak też po prostu objąłem ramieniem Starszą Torres i razem patrzyliśmy na niezwykle wzruszającą scenę córki z ojcem.
–Córeczko to moja wina… -szepnął . W jego oczach widziałem cierpienie. –Mogłem posłuchać mamy, wziąć go do Siebie i mieć na niego oko.
Cami nic mu nie odpowiedziała, tylko bardziej się w niego wtuliła.
-Camillo tata ma racje. –odezwała się jej matka ledwie słyszalnym głosem –Mogliśmy go wziąć do siebie. – głos się jej załamał. Wyrwała się z moich objęć i dołączyła do męża i córki. Teraz siedziałem sam i byłem skazany na obserwowanie tego co rozgrywało się na moich oczach.
Do mojej głowy powróciły wspomnienia a sam poczułem
ukucie w sercu.
Nie mam rodziny, na świecie jestem sam. Ojciec w
więzieniu a mama i brat w niebie, codziennie patrzę w ich stronę myśląc jak
bardzo byłbym szczęśliwy gdyby byli przy mnie, jak bardzo inaczej wyglądało by
moje życie. Myślę, że bez nich jest inaczej, no tak, czego się dziwić, świat
bez bliskich jest inny.
Na świecie jest ponad 7 miliardów ludzi, każdy człowiek
należy do jednej rodziny, a każda rodzina w pewny sposób jest ze Sobą
spokrewniona, tak też na całym świecie mamy mnóstwo kuzynów i kuzynek,
dalekich, nawet bardzo. Nasze pokrewieństwo może sięgać przodków jeszcze sprzed
początku naszej ery, aczkolwiek można powiedzieć że mamy bardzo dalekiego
kuzyna w Afryce czy Chinach, taka prawda. Ale co z tego ? Gdy tracimy mamę, tatę,
brata, dziadka czy babcie nie myślimy o tym w taki sposób, czujemy tylko i
wyłącznie ból wywołany utratą bliskiej osoby.
Lecz po czasie… po czasie trzeba zacząć myśleć
pozytywnie, bo warto myśleć pozytywnie. Tak mawiała moja mama, tak mówił mój
brat, i tak mówi Camilla. Codziennie próbuję to robić, próbuje korzystać z
ostatnich rad osób które kocham, robię to, myślę pozytywnie. Mam rodzinę, mam
przyjaciół, mam dziewczynę, jestem szczęśliwy. Musze iść przez życie z dumnie
podniesioną głową, muszę latać.
Czasem łatwo to powiedzieć, trudniej wykonać. Łatwo
napisać „Bądź silny, lataj”, łatwo chwilowo myśleć że to takie łatwe, gorzej z
faktem, iż kilka godzin później nadchodzi jutro
i nic nagle nie jest takie łatwe. Następnego dnia nadchodzą nowe problemy i duże
kłody, nadchodzą smutki i właśnie momenty, w których tęsknimy. Co zrobić ? no właśnie…
Spojrzałem na Camillę, jej tatę i mamę, zmienili pozycje,
teraz Cami siedziała pośrodku a jej rodzice z obu stron ją obejmowali, oczy mi
się zeszkliły. Poczułem jeszcze większy ból, a zazdrość go powiększała,
zazdrość o rodzinę. W końcu nie wytrzymałem, gwałtownie wstałem i wyszedłem z
pokoju, nie zwracając większej uwagi na dziwne spojrzenia rodziców mojej
dziewczyny.
*Maxi*
-Skarbie tutaj śmierdzi. –stwierdziła otwierając okno
naszej tymczasowej sypialni.
-Naty to jest wieś. Tutaj pachnie krowim gównem.
-Pachnie ? –obróciła się w moją stronę.
-No wiesz, zapachy dzieciństwa.
-Jak ja byłam mała to chodziłam z mamą do ogrodu w którym
rosło dużo kwiatków.
-A jak ja byłem mały to wpadałem do krowiego gówna.
–zaśmiałem się. –Widzisz jacy jesteśmy do Siebie podobni. –Dziewczyna spojrzała
na mnie jak na człowieka psychicznie chorego. Chwile później jednak uznała, że
lepiej się śmiać, tak też następne kilka minut poświęciliśmy na śmieszne żartu
z mojego dzieciństwa.
-Ale nie wrzucisz mnie tam ? Co nie ? –spytała w końcu.
-Jeśli będziesz grzeczna to nie. –podszedłem do niej.
-A jeśli będę nie grzeczna ? –spytała zadziornie.
-To wrzucę Cię do krowiego gówna. –oznajmiłem i wywołałem
w
nas tym histeryczny i nieopanowany śmiech powodowy właściwie dennym
żartem.
-Dzieciaki wszystko z wami w porządku ? –w końcu w pokoju
zjawiła się moja babcia, najwyraźniej wystraszona głośnymi krzykami.
-Tak, babciu. –powiedziałem przez śmiech. –Po prostu
rozmawiamy o plackach.
-Chcecie placki ? –spytała próbując nas zrozumieć ,
wywoła tym tylko jeszcze większy napad śmiechu u Naty.
-Nie, rozmawiamy o takich krowich plackach. –nieco udało
mi się uspokoić tak też wstałem z łóżka.
-Maximilianie proszę nie mów, że masz zamiar wrzucić
kolejną osobę do krowich odchodów. –kobieta się oburzyła.
-Nie… -powiedziałem niewinnie.
-MAXI! –krzyknęła. –Oszczędź to chociaż Natalii.
-Oj nie, Naty jest mieszczuchem, muszę jej pokazać jak
się żyje na wsi. –oznajmiłem i w tej samej chwili poczułem jak coś uderza mnie
w plecy, szybko zorientowałem się, że moja dziewczyna już się śmieje tylko
słucha i właśnie posłała w moją stronę poduszkę.
-Jesteś okropny. –rzekła oburzona krzyżując ręce. –Powiedziałeś
że jeśli będę grzeczna to mnie wrzucisz. –powiedziała z wyrzutem.
-Skarbie to przecież oczywiste, że Cię wrzucę. –cicho się
zaśmiałem na co Naty wstała i zwyczajnie wyszła z pokoju. Spojrzałem pytająco
na babcie.
-Ona ma rację, jesteś okropny. –rzuciła i obracając się
na pięcie poszła za Naty.
*León*
-Tatusiu poukładaj ze mną puzzle. –powiedziała błagalnie trzymając
w ręku ogromne pudełko puzzli.
-Skarbie idz do mamusi, muszę się uczyć, za tydzień mam
egzaminy.
-Mamusia jest zajęta. –posmutniała.
-Co robi ?
-Siedzi z ciocią Monicą. –oznajmiła a ja westchnąłem.
-VIOLETTA! –krzyknąłem głośno.
-CO ?! –odkrzyknęła.
-CHODŹ TU!
-Co ? –spytała wchodząc do pomieszczenia.
-Pobaw się z Megan. –rozkazałem spokojnie.
-Jestem zajęta.
-Ja bardziej.
-León! –powiedziała nerwowo. –Ty się z nią pobaw.
-Jeśli nie widzisz to leże wśród sterty papierów z
uczelni, które musze wykuć na za tydzień.
-A jeśli ty nie zauważyłeś siedzę w kuchni z Monicą i
ustalam grafik, to trochę ważniejsze.
-Ważniejsze ?! –oburzyłem się.
-Tak. –spojrzałem na Megan który z zainteresowaniem
wszystko obserwowała.
-Megan może pobaw się sama.-zaproponowała brunetka.
-Ale ja nie umie sama układać puzzli. –rzekła smutno
wskazując na pudełko które trzymała.
-Kurde Violetta ułóż z nią te puzzle bo nie mogę patrzeć
jak tak stoi sama. –oznajmiłem nerwowo.
-A ty nie możesz ?! –wkurzyłem się. Wstałem i wychodząc z
pokoju udałem się do kuchni gdzie siedziała Monica.
-Cześć Monica, przykro mi ale nie możesz tutaj dłużej
zostać, Violetta musi zająć się córką. –rzuciłem szybko a kobieta patrzyła na
mnie zdziwiona, w końcu chwyciła papiery i wstała.
-No dobra, powiedz jej, że będę jutro. –posłała mi uśmiech
i udała się w stronę wyjścia.
-Gdzie Monica ? –spytała Violetta wchodząc do kuchni.
-Poszła Sobie.
-Wyprosiłeś ją ?!
-Tak. Teraz mam czas pobawić się z Megan. –spojrzała na
mnie z nienawiścią w oczach.
-Przecież powiedziałam Ci że gdy tylko skończę pracę
pójdziemy z nią na spacer! –oznajmiła głośno.
-3 godziny temu, przyznaj lepiej, że nie chcesz bawić się
z własną córką. –rzuciłem. Dziewczyna zrobiła krok w moją stronę i z całej siły
spoliczkowała.
-Kocham Megan nad życie, jest dla mnie najważniejsza,
nigdy nie waż się mówić że nie chcę się z nią bawić jeśli nie rozumiesz, że w
danej chwili jestem zajęta. –wycedziła przez zęby wyszła z pomieszczenia zostawiając mnie
samego z czerwonym policzkiem i wielkim zdziwieniem wypisanym na twarzy.
***
Szczególne podziękowania dla Cisver77, która ma w tym rozdziale swój udział.
Nie będę dużo pisać,rozdział mi się zbytnio nie podoba, jest trochę nie kompletny, ale obiecałam, że dam go w poniedziałek jeśli liczba komentarzy wróci do normy, nie spodziewałam się że wróci a wróciła. Miałam jeden dzień na napisanie rozdziału, miałam problem z wyrobieniem się.
A teraz najważniejsze... DZIĘKUJĘ!
DZIĘKUJĘ TAK STRASZNIE!
Zdołowana proszę tylko o 10 komentarzy a wy mi dajecie aż 16!
DZIĘKUJĘ!
W takich momentach dajecie takiego zacnego kopa, w takich momentach rozumiem, że warto pisać, bardzo wam dziękuję.
Po prostu nie wiem co powiedzieć...
Dziękuję.
Kocham was strasznie.
Nawet nie potraficie Sobie wyobrazić jak bardzo.
~nell
rewelacyjny rozdział
OdpowiedzUsuńkłótnia Leonatty :(
czekam na next
Dzięki za dedykacje . Rozdział boski jak zawsze . Ale leonetta niech się tak nie kłuci bo może to się skończyć źle . Kocham ten blog .
OdpowiedzUsuńOoo biedny Leoś :-(
OdpowiedzUsuńLeonetta się kłuci :'(
Czekam na nexta <3
Rozdział boski! Kłótnia Leonetty :((( Oby szybko się pogodzili! Nie lubię, jak się kłócą. Z Fran źle :((( Diego przygrywa :((( Taki trochę smutny ten rozdział, ale i tak wspaniały!! Czekam na next ;)
OdpowiedzUsuńZw!! Ps. Ja też jestem twoją fanką -.-
OdpowiedzUsuńZajęte ;*
OdpowiedzUsuńWroce jutro! ;* pamietam! ;*
Usuńi jestem ^^
Usuńbardzo przepraszam, że tak długo nie dodawałam komentarzy ;c
boże.. ty tak genialnie piszesz...
wszystkie uczucia, przemyślenia,. myśli
boże, wszystko takie cudowne *.*
chociaż kłótnia Leonetty, o byle co tak naprawdę..
mecz Diego.. vamos! *.*
a co z Fran ? Fede się cieszy i to tak bardzo fajnie, radośnie, genialnie :)
przypomniałam ci, ze bardzo cie podziwiam ? jeśli nie, to teraz to robię JESTEM TWOJĄ NAJWIĘKSZĄ FANKĄ!
pisz dalej...
bo świetnie piszesz, i nawet jeśli na chwilkę straciłas skrzydła teraz one są jeszcze mocniejsze. <3
mówiłam, ci że kiedyś, pięknego dnia, się rozpisze ?
to chyba nadszedł ten czas ^^
ale nadal nie potrafię pisać drugich komentarzy, wg nie umiem nic pisać ;c
okej, JESTEŚ CUDOWNA!
i tym miłym akcentem,
kończę moja ''przemowę' :D
czekam na następny, cudowny rozdział! :)
buźki, Angelika (linney) ;*
http://opowiadanietini.blogspot.com/ ;)
Dzień doberek ;D
OdpowiedzUsuńSuper rozdział <3
Kłótnia Leonetty ;C
Oby szybko się pogodzili ;)
Czekam na następny <3
http://amor-que-sobrevivira-todo.blogspot.com/
Świetny rozdział!!!!!
OdpowiedzUsuńKłótnia Leónetty... W sumie to tak bardziej wina Violki. Rozumiem, że praca, ale egzaminy są ważniejsze. Grafik mogłyby ułożyć po puzzlach...Och...nie ważne...
Niech tylko szybko się pogodzą :)
Drużyna Diego musi wygrać ten mecz i kropka!
Fran musi się wybudzić!!!!!
http://violettaodnowa.blogspot.com/
Boski :)
OdpowiedzUsuńBiedny Fede :(
Kłótnia Leonetty :(
Czekam na jest :*
Suuppper!!! Masz wielki talent;-)
OdpowiedzUsuńSupi
OdpowiedzUsuńŻabka Blanco