*Federico*
(…)Powoli otworzyłem pudełko i wyciągnąłem z niego test.
Spojrzałem na wynik.
-No i jak ? –odezwała się załamanym głosem Fran.
-2 kreski. –oznajmiłem nie wiele przy tym rozumując.
-DWIE ?! –krzyknęła wyrywając mi przedmiot z ręki.
-Czekaj… -w tej chwili zaczęło do mnie dochodzić. –Dwie
to znaczy…
-Jestem w ciąży! –dokończyła za mnie. Wziąłem test z jej
rąk i jeszcze raz na niego spojrzałem, faktycznie 2 kreski. Z każdą sekundą ta
informacja dochodziła do nas co raz mocniej, z naszych twarzy znikła panika a
zawitała ulga i szczęście nie do opisania.
-ZOSTANĘ OJCEM! –po kilku minutach, gdy wszystko w końcu
do mnie doszło zacząłem się zachowywać tak jak za pierwszym razem, euforia
przepełniła moje ciało, czułem się szczęśliwy, mogłem latać. –FRAN BĘDĘ OJCEM!
–obiegając cały pokój w końcu podbiegłem do mojej żony i podnosząc ją obróciłem
tak jak na tych filmach, nie wiem dlaczego akurat tak, już przestałem myśleć,
liczyło się tylko to, że zostanę ojcem, to w tamtej chwili było najważniejsze.
-Fede uspokój się! –zaśmiała się. Postawiłem dziewczynę
na ziemi i mocno ją przytuliłem. –Ale tym razem to dziecko zobaczy świat,
prawda ? –spytała niewinnie.
-Oczywiście, ja tego dopilnuję. –uklęknąłem i ucałowałem
jej brzuch. –Ta fasolka będzie jeszcze szczęśliwsza niż tamta. –byłem pewny
swoich słów, wiedziałem co chcę zrobić, teraz już wiedziałem, która droga
prowadzi do szczęścia.
-Przepr.. –przerwała nam moja sekretarka wchodząc do
pokoju. Widząc nas na chwilę się zatrzymała i spojrzała na nas podejrzanie.
–Usłyszałam krzyki…
-Zostanę ojcem! –oznajmiłem szczęśliwy.
-Naprawdę ? –ona także była zaskoczona.
-Tak. –w odpowiedzi wyręczyła mnie Fran, która dotykała
swojego brzucha. –Za 9 miesięcy zostaniemy szczęśliwymi rodzicami.
-Nie kochanie, rodzicami to my już jesteśmy.
-No tak. –zaśmiała się.
-No to Panie Pasquarelli proszę iść świętować, ja się
wszystkim zajmę.
-Na pewno dasz Sobie radę ?
-Tak. –zapewniła uśmiechając się.
-No to dobrze, w końcu jest co świętować. –chwyciłem moją
żonę za rękę i razem szczęśliwi wyszliśmy z gabinetu.
*Następnego dnia*
*Leon*
Już z samego rana uśmiech widniał na mojej twarzy, zero
negatywnych myśli, tylko i wyłącznie szczęście, wstając w takim stanie
uświadamiamy Sobie dlaczego właściwie żyjemy, żyjemy po to by być szczęśliwym,
by się uśmiechać, kochać, bawić, rozwijać, śpiewać, tańczyć, spełniać marzenia.
Żyjemy po to by rano się obudzić, spojrzeć na kogoś kogo kochamy i się
uśmiechnąć, potem wstać i kogoś uszczęśliwić, a następnie ? Następnie trzeba
zwyczajnie być szczęśliwym, zamknąć wejście dla złych i myśli i żyć pełnią
szczęścia. Prosty przepis na szczęście.
Rozpoczynając od początku szczęśliwy obudziłem się i
spojrzałem na śpiącą Violettę, na jej rozczochrane włosy, zarumienione policzki
i pełne usta, w tamtej chwili dostrzegałem najmniejsze szczegóły jej piękna.
Violetta jest piękna, tyle mogłem powiedzieć, bo tyle wystarczyło. Następnie powoli
wstałem i udałem się do kuchni gdzie zaledwie 2 minuty później dołączyła do
mnie jeszcze zaspana Megan.
-Dzień Dobry księżniczko. –podszedłem do niej i podnosząc
posadziłem na blat. Dziewczynka szczerze się do mnie uśmiechnęła i przetarła
oczy swoimi drobnymi rączkami.
-Tatusiu… -w końcu się odezwała, wypowiedziała jedno
słowo, dzięki któremu moja radość po wczorajszej nocy i szczęśliwe emocje
sięgnęły zenitu, w tamtej chwili poczułem się jak „tatuś”, poczułem wielką
odpowiedzialność ale też i coś co spowodowało, że poleciałem wysoko, emocje nie
do opisania. Uświadomiłem Sobie, że jestem ojcem, autorytetem dla dziecka. –Bardzo mi się podobała opowieść twoja i
mamusi. –uważnie jej słuchałem i analizowałem każde lekko nie wyraźnie
wypowiedziane słowo.
-Mamy takich mnóstwo. –oznajmiłem wywołując na twarzy
Megan uśmiech.
-A opowiecie mi kiedyś ?
-Jasne, że tak, ale teraz trzeba zrobić śniadanie. Chcesz
mi pomóc ? –zaproponowałem.
-Tak. –zeskoczyła z blatu i podbiegła do lodówki
następnie ją otwierając.
-Zrób płatki! –wyciągnęła mleko i mi go podała.
-Nie uważasz, że to nie jest zbyt wykwintne danie ?
–zaśmiałem się.
-A co to znaczy wykwintne ? –spytała zaciekawiona.
-Czyli takie królewskie. –po mojej odpowiedzi na jej
twarzy pojawiło się zrozumienie.
-Ale ja lubię płatki.
-A może zrobię naleśniki ?
-Nie, płatki. –oznajmiła po krótkim zastanowieniu się.
-No dobrze, to dla Ciebie płatki, a dla mamy ?
-Dla mamy też płatki. –tym razem odpowiedziała już
pewniej. –Dla nas wszystkich płatki.
-No skoro chcesz. –wzruszyłem ramionami i wziąłem się za
zagotowywanie mleka.
~.~
-Megan dzisiaj powiedziała do mnie tato. -Oświadczyłem
dumny siadając na rogu łóżka na którym Violetta siedziała i czytała książkę.
-Naprawdę ? –automatycznie odrzuciła książkę na bok.
-Tak. –w tej chwili na twarzy dziewczyny pojawiła się
ulga.
-No to zostałeś ojcem. –zaśmiała się.
-Dumnym ojcem, nawet nie wiesz jakie to fajne uczucie,
być kimś na kimś taki mały człowieczek polega, komu ufa i kocha. –oznajmiłem wymachując
rękami.
-Ale nie przeszkadza Ci to, prawda ? W końcu to ogromna
odpowiedzialność.
-Jestem na to gotowy, kiedyś będziemy mieli jeszcze inne
dzieci, w końcu zostaniesz moją żoną, co nie ? Trzeba się przyzwyczaić, dlatego
będę dla Megan najlepszym tatą na świecie.
-Jesteś taki pewny że zostanę twoją żoną i urodzę Ci
gromadkę dzieci? –zaśmiała się.
-A nie chcesz być Panią Verdas ?
-Leon czy ty mi się oświadczasz ?
-W sypialni ? –prychnąłem. –Ja ci się oświadczę w
wyjątkowym miejscu.
-W jakim ? –udała zainteresowaną.
-Wielka tajemnica.
-A chociaż może powiesz kiedy to nastanie ?
-A to jeszcze większa tajemnica.
-A chociażby cokolwiek… -zrobiła maślane oczka.
-No mogę coś ci zdradzić…
-No to mów! –podskoczyła.
-Tajemnica jest taka, że za 30 minut mam zajęcia.
–postanowiłem ją lekko zdenerwować za co od razu dostałem poduszką.
-No eej! –zrobiła oburzoną minę.
-Wszystkiego się dowiesz, jak Ci się już oświadczę.
–szepnąłem jej na ucho posuwając się bliżej niej. –A wczoraj to byłaś cudowna.
–wywołałem na jej twarzy rumieńce i dumny z Siebie w końcu wstałem z wygodnego
łóżka.-Miłego dnia skarbie. –pocałowałem ją.
-Nawzajem. –uśmiechnęła się, jeszcze raz ją pocałowałem i
z niechęcią opuściłem pokój.
*Natalia*
-A wiesz, że byłaś wczoraj najlepsza, prawda ? –zaczął
Maxi nie chcąc mnie wypuścić ze swoich objęć.
-Tak, Maxi, mówiłeś to już 3 razy.
-No bo naprawdę byłaś najlepsza.
-A czy ty w ogóle patrzyłeś na kreacje ?
-Jakie kreacje ?
-Kochanie to był pokaz mody, na którym najważniejsze są
stroje, modelki są po to aby je zaprezentować. –powoli mu wytłumaczyłam.
-Mówisz o tych dziwnych szmatach co miały na Sobie te
wychudziałe laski ?
-To były ubrania.
–oznajmiłam podkreślając słowo „ubrania”. –Ja też taką szmatę miałam.
-To wiele wyjaśnia, myślałem, że to po to aby zakryć
miejsca, których świat nie powinien widzieć. –słysząc to zaczęłam się śmiać.
-To były sukienki za ponad 5 000 euro. –oznajmiłam
nadal się śmiejąc.
-ZA ILE ?!
-No przecież mówię. Ponad 5 000 euro, ta, którą ja prezentowałam była dokładnie za
18.
-Przecież one były obrzydliwe, jak można wydać tyle kasy
na takie coś.
-Moda, skarbie, moda. Ale niektóre były ładne, mi się
podobała ta turkusowa.
-A mi się tam najbardziej podobałaś ty. Pięknie wszystko
zaprezentowałaś, błyszczałaś.
-Cieszę się, że Ci się podobało. –musnęłam jego usta. –To
wstajemy ?
-A musimy ?
-No tak, wieczorem lecimy do Barcelony , a ja chciałabym
jeszcze zwiedzić miasto…
-I odwiedzić chociaż by jeden sklep ? –Maxi podjął próbę
dokończenia zdania.
-Może trochę, ale przede wszystkim spędzić miło czas w
tym mieście. Z Tobą. –pocałowałam go w policzek.
-No to mnie przekonałaś. –powoli rozluźnił uścisk i
usiadł, następnie kładąc stopy na zimnej podłodze wstał i zajął mi łazienkę.
*Camila*
„nie ma tego złego co na dobre nie wyjdzie”. Każdy
człowiek znajdzie się kiedyś w sytuacji, kiedy bez dwóch zdań się z tym zgodzi.
Najpierw dzieje się coś złego, załamujemy się, wszystko jest czarno-białe, ale
w końcu to złe obraca się w coś dobrego i znowu jesteśmy szczęśliwi, może nie
zawsze mamy to czego chcieliśmy ale mamy coś co nas uszczęśliwia, uśmiech,
radość, miłość. Dlatego każdego kolejnego dnia życia, z każdą kolejną złą
sytuacją, która potem i tak wychodzi na dobre, uświadamiam Sobie, że po co
właściwie się poddawać ? Patrzę na ludzi takich jak Violetta czy Francesca,
patrzę na przyjaciół, którzy się nie poddali i są szczęśliwi, widzę, że skoro
oni to i ja, ja też mogę być szczęśliwa. Nie ważne czy los podstawia więcej
kłód pod nogi akurat mi, czy komuś innemu, ważne, że w ten sposób mamy się
więcej nauczyć, mamy więcej skakać, i sami mamy uczyć tych, którzy nie do końca
Sobie radzą. Uświadamiam Sobie, że to właśnie jest tym po co stworzył mnie Bóg,
mam być silna, mocna, mam nie płakać i pomagać, po to chyba żyję.
Tego ranka wreszcie uświadamiając Sobie to wszystko
wstałam uśmiechnięta, chciałam żyć inaczej, może wstawiam Sobie taki cel już
kolejny raz z kolei ale wiedziałam, że będę go wstawiać dopóki się nie uda. Ten
pięknie zapowiadający się dzień rozpoczęłam śniadaniem, zdrowym , dającym
energię, później ubrałam się i uczesałam i
zrobiłam poranne czynności na końcu stanęłam na środku pokoju i zaczęłam się
zastanawiać czemu wstałam tak wcześniej skoro do pracy mam na 15, krótko mówiąc
nie do końca wiedziałam co ze sobą zrobić, na moje kochane szczęście z problemu
wybawił mnie dzwonek do drzwi. W błyskawicznym tempie pobiegłam do przedpokoju
i otwierając białe drzwi ujrzałam uśmiechniętego Gary’ego.
-Dzień Dobry Cami. –uśmiechnął się jeszcze bardziej i zza
pleców wyciągnął mały bukiet białych kwiatów.
-Cześć Gary. –zaśmiałam się. –Wiesz, że nie musisz
kupować mi kwiatów ?
-Ale ja chcę. –wręczył mi je. –Idź wsadź je do wazonu i
ubieraj się, porywam Cię na spacer.
-Nawet nie wiesz jak z wielką chęcią się zgodzę.
–oznajmiłam i obracając się na pięcie pobiegłam wykonać podyktowane mi
czynności.
~.~
-Cami bo męczy mnie jedno pytanie. –usiadł na pobliskiej
ławce.
-Jakie ? –spytałam zaciekawiona siadając koło niego.
-Dlaczego wczoraj na tej ulicy nie uciekłaś ? Dlaczego
nawet się nie cofnęłaś, tak jak ostatnio w mieszkaniu ? Przestałaś się bać, tak
nagle ?
-Bo w moim sercu mieszka taki ktoś kto pomaga mi w takich
sytuacjach, nazwałam go Albert. –chłopak spojrzał na mnie zdziwiony. –No i
Albert wie kiedy mi kogoś brakuje i wtedy działa tak dziwnie na mózg, krótko
mówiąc mój mózg nie lubi Alberta, bo czasem przez niego cierpię, ale przecież
każdy cierpi, nie ważne czy przez serce czy mózg, dlatego kocham Alberta. Wtedy
w domu się cofnęłam bo się bałam, posłuchałam mózgu i się bałam, cały czas
myślałam, że chcesz mnie znowu zranić, ale wczoraj było inaczej, od jakiegoś
czasu Albert uświadamiał mi, że tam w sercu nie ma dla niego przyjaciela, że
jest tam pusto, a ja ta pustkę doskonale czułam no i kiedy Cię zobaczyłam
Albert przekazał mi, że to chyba ty jesteś tą brakującą cząstką w moim sercu.
Dlatego się nie cofnęłam, wiedziałam, że nie mogę się cofnąć, bo Cię utracę, a
chyba cały czas Cię kocham.
-Kochasz mnie ?
-No właśnie nie wiem, ale chyba tak.
-No to posłuchaj Alberta. –wskazał na moje serce.
–Zamknij oczy i posłuchaj. –Tak jak powiedział tak zrobiłam, zamknęłam oczy i
wsłuchałam się w swoje serce, kiedy nagle poczułam ciepłe usta Gary’ego na
swoich. –No i jak ? Powiedział Ci ? –spytał gdy już otworzyłam oczy.
-Tak. –zaśmiałam się. –Kocham Cię. –Chłopak szeroko się
uśmiechnął.
-Ja też.
-Ty też co ?
-Ja też Cię kocham. I nigdy nie dopuszczę do tego aby
Albert nie miał tam w sercu przyjaciela.
-Masz specyficzny pogląd na życie, i za to jesteś
wspaniała.
-No wiesz, kiedyś szukałam swojego stylu i jednego dnia
byłam hipisem, następnego metalowcem a następnego punkiem, szukałam Siebie,
Albert zawsze mi pomagał, jest ze mną od
7 roku życia.
-Czyli od dzieciństwa starałaś się być szczęśliwa,
chciałaś być chociaż trochę inna ?
-Można tak powiedzieć, eksperymentowałam, szukałam
idealnego sposobu na szczęście.
-Znalazłaś ?
-Tak, po 27 latach. –oboje się zaśmialiśmy. –Miłość,
przyjaciele, uśmiech, pomaganie
innym.
-No i uśmiech. –dodał.
-Dokładnie. Chyba jesteś pierwszą osobą, której opowiadam
o Albercie, nawet Violetta i Francesca o nim nie wiedzą.
-Czuję się zaszczycony. –uśmiechnął się. –A teraz chodź,
mam dla Ciebie niespodziankę. –wstał i pociągnął mnie za rękę. Ta niespodzianka nie była daleko, 10 minut
później byliśmy na miejscu.
*Ludmiła
-Co dzisiaj robimy ? –spytałam wchodząc do kuchni, już ubrana i gotowa do wyjścia.
-Ja mam trening, a wieczorem mecz, na którym ty będziesz,
mam nadzieję, że do tego czasu znajdziesz Sobie skarbie jakieś zajęcie.
–podszedł do mnie i pocałował w policzek. –ślicznie wyglądasz. –dodał przez co
się zarumieniłam.
-Dziękuję. –podarowałam mu uśmiech. –Planowałam iść
pozałatwiać ostatnie formalności z otwarciem salonu. Chyba dzisiaj będzie
idealnie. –stwierdziłam siadając na krześle i porywając jabłko.
-Kiedy ty zdążyłaś załatwić miejsce i te inne różne
pierdoły ? –nie krył zdziwienia.
-Miejsce miałam załatwione od dawna, mama zajęła się
wystrojem aby był podobny do tych w Londynie, wszystkie projekty wysłała tu i
projektanci i inni eksperci się tym zajęli, wszystkie papiery zaniosłam do
urzędu jeszcze jak była tu Natalia, reklamą martwić się nie musiałam bo w
Londynie byłam dość znana dlatego fakt, że salon otwieram tu dość szybko się
rozniósł, dzisiaj idę zobaczyć jak to wszystko wygląda. –wyjaśniłam
uśmiechnięta.
-A pracownicy ?
-Kilka zaufanych mi osób zgodziło się tutaj przenieść z
Londynu.
-Kobieta biznesu normalnie. –zaśmiał się. –Gratuluję,
jesteś niesamowita.
-Dziękuję. No to życzę Ci miłego treningu, na meczu się
pojawię.-podeszłam do niego i go pocałowałam.
-Zaczyna się o 17.
-Dobrze. No to miłego dnia.-chwyciłam torebkę i
skierowałam się do wyjścia.
-Kocham Cię! –krzyknął jeszcze mój chłopak zanim zdążyłam
wyjść.
-Ja Ciebie też kocham! –odkrzyknęłam i zatrzaskując za
Sobą drzwi udałam się do samochodu.
*Violetta*
Kochany Pamiętniku!
Dzisiaj Megan powiedziała do Leona „tato”, nie słyszałam tego na własne uszy ale mój chłopak opowiadał o tym z dumnie podniesioną głową. Jestem szczęśliwa, że wreszcie moja córka ma pełną rodzinę, mamę, tatę, dziadka i babcie, którą już nie długo zostanie Angie. Udało mi się, a właściwie NAM, tak! Udało nam się. Megan jest szczęśliwa, ja jestem szczęśliwa, Leon także, tworzymy prawdziwą rodzinę.
Mam nadzieję, że ty mamo, jesteś ze mnie dumna, dziękuję, że nade mną czuwasz, cały czas czuję twoją obecność, pomagasz mi, Dziękuję Ci!
-mama… -powiedziałam cicho i cofnęłam się kilka kartek
wstecz gdzie było wklejone jej zdjęcie. –Nawet nie wiesz jak bardzo jesteś mi
potrzebna. –Dotknęłam zdjęcia. –Potrzebuję Cię przytulić, opowiedzieć co czuję,
wyrazić emocje. A to jest chyba dziwne bo mówię do Ciebie a Ciebie nie ma.
–zaśmiałam się. –Ale mam nadzieję, że mnie słyszysz. Ciekawi mnie co byś
powiedziała, gdybyś teraz koło mnie siedziała. –W tej chwili wbiłam wzrok w
tekst obok zdjęcia.
Kochana mamo, teraz gdy mam twój pamiętnik, jesteś jeszcze bliżej, czuję, że Cię mam, mogę przytulić chociaż tą małą cząstkę Ciebie.
-Pamiętnik mamy! –nagle mnie olśniło, szybko wstałam z
miejsca i w błyskawicznym tempie ubrałam buty i spakowałam najważniejsze rzeczy
do torebki, następnie szybko odnalazłam kluczę i wybiegłam z domu.
20 minut później znalazłam się pod drzwiami mojego
rodzinnego domu, w którym wstawiałam pierwsze kroki, to tu mama mi śpiewała
jeszcze jak żyła, to tu pierwszy raz się uśmiechnęłam, tu wstawiłam pierwsze
kroki i to właśnie tu powstały moje pierwsze piosenki. Stanęłam przed wielkimi mahoniowymi
drzwiami i lekko nacisnęłam guzik dzwonka będąc gotowa aby zobaczyć
uśmiechniętą twarz Olgity, mojej drugiej mamy, kobiety z wielkim sercem i
równie wielką wyobraźnią. Chwilę później tak też się stało.
-Violetta! Skarbie! –od razu mnie przytuliła i pociągnęła
do kuchni. –Chcesz ciasta ? Zrobię twoje ulubione! –mówiła swoim pełnym
ekscytacji, piskliwym głosem.
-Ciasta nie odmówimy, Megan pewnie się ucieszy. –zaśmiałam
się.
-Oj to ja zrobię dwa! Żeby moja kruszynka się cieszyła.
-Olgo wystarczy jedno.
-Aj nie! Dwa zrobię. –już zaczęła krzątać się po kuchni. –Co
Cię tu sprowadza ?
-Muszę znaleźć pamiętnik mamy. –oznajmiłam.
-Oj tak, położyłam go na strych, tam gdzie leżał zanim go
znalazłaś.
-Dobrze, to ja tam pójdę. –podarowałam jej uśmiech i
powoli wyszłam z kuchni. Widok jaki zastałam w salonie sprawił mnie w nie małe
osłupienie, szybko cofnęłam się z powrotem do kuchni.
-Olgo dlaczego tata śpi na kanapie ? –spytałam.
-Oj bo to była ciężka noc. –westchnęła. –Panna Angie
podejrzewa Pana Germana o zdradę no i ja się z nią zgadzam, on coś kombinuje.
Pokłócili się no i Angie wyrzuciła twojego tatę z sypialni, próbował się tam
dostać z powrotem przez pół nocy, no i jak widzisz nie udało się.
-Tata zdradza Angie ?! –nie kryłam oburzenia.
-No ja tam nie wiem. Sama idź się dowiedz.
-Oj dowiem się, dowiem. –powiedziałam stanowczo i wyszłam
z kuchni pewnym krokiem.
----------------
'El teksciory de Nikola powracają! Tęskniliście ? xd Ostatnio nie miałam na nie weny dlatego ich nie było ...
Fran w ciąży, a Leon został tatą, Maxi nie ogarnia mody a Cami ma Alberta w sercu.. Dziwny ten rozdział.
Nie pytajcie nawet co siedziało w mojej głowie gdy pisałam ten rozdział ... no sam tekst o tym Albercie świadczy, że mam coś z głową.
Ale mimo wszystko dziękuję, że jesteście, komentujecie, czytacie, bez was niczego by nie było!
Kocham was strasznie mocno! <3
Ale mimo wszystko dziękuję, że jesteście, komentujecie, czytacie, bez was niczego by nie było!
Kocham was strasznie mocno! <3
12 KOM - NEXT!
zajmuje wrócę za chwile:)
OdpowiedzUsuńSUPER,SUPER i jeszcze raz SUPER!!!!!
OdpowiedzUsuńpiękny rozdział ale ja ci zazdroszczę tego talentu jaki ty masz.
pięknie piszesz jesteś świetna i wspaniała.
czekam na next.
ciekawe co się wydarzy dalej u leonetty i jak tam pójdzie na meczu Diego.:)
jak coś to ja Gabi Verdas :):)
OdpowiedzUsuńsuper rozdział
OdpowiedzUsuńCudo <3 pięknie piszesz !!!
OdpowiedzUsuńTy to masz jednak talent do pisania ;-) Twoje rozdziały się miło czyta. A co do rozdziału - Lenka powiedziała do Leona - tato! <33 Z tym Albertem było piękne, a zarazem śmieszne ;) Fran z Fede zrobili nową fasolkę ... Aww ;333. Martwią mnie dwie rzeczy -
OdpowiedzUsuń1. Czy German serio zdradza Angie.
2. Czy Gary nie udaje znowu ;-;.
Super rozdział!
Czekam na nexta ;3
Pzdr! ;3 Tini Blanco
Wspaniale piszesz. Hahah ale się uśmiałam po tym co mówił o Ubraniach Maxi XD
OdpowiedzUsuń------------------------------------------------------------------------------
zapraszam też do mnie
http://violetta-dalsza-historia.blogspot.com/
Świetny. Rozdział masz talent ♡
OdpowiedzUsuńŻyczę weny i czasu na pisanie ;-)
Super:)
OdpowiedzUsuń* Fedesca rodzicami<3
Oby fasolka ujrzała świat<3
Jeju to będzie piękne<3
* Leoś tatusiem*-*
To było takie słodkie<3
A Leoś z siebie dumny^^
I ta pewność siebie kiedy mówił o zaręczynach;D Za to go kocham:)
* Camila&Gary<3
Ogólnie to fajny pomysł na tego Alberta:)
Nie bardzo go rozumiem, ale najważniejsze, że masz dużą wyobraźnię:)
Polubiłam Alberta... Jest fajny:)
* Diemiła<333
Mmmm...<3
* Ahhh, Maxi
Jemu to chyba nie byłyby te ubrania potrzebne na Naty...
No ale...:)
* Vilu i tęsknota za mamą:(
* Olgita, ehhh.... Ona to by chyba od razu 8 tych ciast upiekła:)
*No i German to ma chyba przechlapane....
:)
No to podsumowując rozdział jak zwykle genial;ny:)
Życzę weny i miłych wakacji:*
~~Livi:)
Super <3
OdpowiedzUsuńExtra jest ten rozdział !!!
OdpowiedzUsuńŻyczę Ci dużo pomysłów na nowe rozdziały :-)
Cudowny jak wszystkie inne. ♡♥♡☆★☆
OdpowiedzUsuńJak zwykle c u d o ♥
OdpowiedzUsuńBoski świetny I wgl... ;***
OdpowiedzUsuńCudny, cudny, cudny rozdział!
OdpowiedzUsuń♥Aaaaa! Fedecesca zostanie rodzicami!!!:*
♥Leoś tatuś! :* Ten fragment taaaaki słooodki!;*
♥Hahaha, Olga i jej ciasta!;)
♥A German tom ma... PRZECHLAPANE!
Naprawdę masz wielki talent, mam wrażenie, że każdy rozdział jest lepszy!;* Ślicznie i magicznie piszesz! ;*
Pozdrawiam, życzę weny i z niecierpliwością czekam na next!:*
~Wasza Mańka♥;*♥;*♥~
opowiadanialeonivilu.blogspot.com----------------> Zapraszam!♥;*<3